Czy spędzacie ze sobą czas w sposób wartościowy? To pytanie zwykle pada z ust terapeuty, do którego wybieramy się, gdy wszystko inne zawodzi. Pragniemy ratować relacje łączące nas z bliskimi i liczymy, że ktoś poda nam gotową receptę na to, jak tego dokonać. Zależy nam, by związki z innymi ludźmi były wartościowe. Pragniemy być dobrymi matkami, żonami, ojcami, mężami, przyjaciółmi. Bywa, że w imię ratowania relacji, często rezygnujemy z siebie i to właśnie, jak się okazuje, jest ogromny błąd.
Kto z nas ma chociażby chwilę na to, by się nudzić? Świat nieustannie nas pogania, domagając się, abyśmy byli jeszcze bardziej wydajni, niż jesteśmy. Nie mamy czasu nacieszyć się osiągniętym sukcesem, gdyż z tyłu głowy natychmiast pojawia się pomysł na realizację następnego, nowego, lepszego, takiego, który wzniesie nas jeszcze wyżej i wyżej, i wyżej. Chcemy dojść na sam szczyt i pragniemy, by nas chwalono i doceniono nasze starania. Nie ma w tym nic złego. Każdy człowiek chce, by jego praca była zauważona i doceniona.
Tylko czy w tej gonitwie za sukcesem czegoś nie tracimy?
Zbliża się koniec 2019 roku i wielu z nas zaczyna robić podsumowania. Rozmyślamy o tym co nam poszło dobrze, co mogło nam pójść lepiej, a co totalnie zawaliliśmy. Kiedy zamykam oczy i przywołuję w pamięci powitanie tego roku, przypomina mi się, jakie podjęłam zobowiązanie względem siebie.
- To będzie bardzo dobry rok! Pojawi się w nim pięć moich publikacji – powiedziałam do mojego męża.
Odparł, że życzy mi tego z całego serca.
Kiedy w mojej głowie pojawia się jakieś pragnienie, tuż za nim pędzi chęć do jego realizacji. Nie dziwi mnie więc, że i tym razem było podobnie. Natychmiast zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy, której finałem było nie pięć, lecz sześć publikacji. Tylko ja wiem, ile kosztowało mnie to wyrzeczeń. Tylko ja odczułam to na swoim kręgosłupie i…tylko moja duchowość gdzieś po drodze doznała czasu stagnacji. Niestety…
Pisałam, pisałam i pisałam, i nawet nie zauważyłam, że umykają mi sprawy, które karmią moją artystyczną duszę. Termin gonił termin, a ja, aby móc ich dotrzymać, doszłam do perfekcji w rozciąganiu doby. Bywało, że brakowało mi czasu na sen i stawałam się sfrustrowana.
Czytasz to i pewnie nie wierzysz, prawda? A jednak. Ja też czasami się gubię, doświadczam pomyłek, w wyniku których odbieram życiowe lekcje. Ale staram się wyciągać wnioski i jestem sobie za to wdzięczna.
Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, odkryłam coś takiego jak ARTYSTYCZNA RANDKA. Nauczyłam się jej od tej samej cudownej kobiety, od której nauczyłam się porannych stron. Pisałam o nich w tym poście. Julia Cameron wpłynęła na moje życie. Przepracowałam na sobie odkrycia, których dokonała i z czystym sumieniem mogę Wam powiedzieć, że TO DZIAŁA.
Artystyczna randka to randka z samą sobą. Ja zaczęłam randkować ze sobą kilka lat temu. Ten czas był czasem świętym i bardzo mi służył. Gdy przeprowadziłam się do Niemiec, na początku próbowałam kontynuować ten rytuał, lecz proza życia i moje wysokie wymagania względem siebie, tak dały mi w kość, że wkrótce zaprzestałam randkowania. TO BYŁ BŁĄD.
Artystyczna Randka to czas w którym nastawiasz się na odbiór. Otwierasz się na to, co świat chce Ci pokazać. Pozwalasz sobie usłyszeć głos Twojego wewnętrznego dziecka. Tak, WCIĄŻ JESTEŚ DZIECKIEM, mimo, że dorosłeś.
Artystyczna randka to czas na dopieszczenie siebie. To wzięcie siebie za rękę i zaprowadzenie gdzieś, gdzie będzie miło, ciekawie, inaczej.
Artystyczna randka to tylko DWIE GODZINY W TYGODNIU, zarezerwowane wyłącznie dla siebie. NA ARTYSTYCZNĄ RANDKĘ IDZIESZ SAMA. To Twój czas na wybranie się na przykład do kawiarni, którą niedawno otworzyli, by skosztować tamtejszej karmelowej kawy latte. To wycieczka do sklepu ze starociami, albo samotna wyprawa do kina. Ja ostatnio wybrałam się do Manufaktury czekolady. Cieszyłam zmysł węchu jej cudownym zapachem i rozpieszczałam oczy niepowtarzalnymi wzorami tychże słodkich cudowności. Było wspaniale.
Artystyczna randka to czas, którego będziesz bronić przed intruzami. Musisz wiedzieć, że tym intruzem nie są tylko znajomi, szef, mama, przyjaciółka, ale…tym intruzem możesz być nawet Ty. Ja ostatnimi czasy stałam się takim intruzem dla siebie. Nie chodziłam na randki ze sobą, bo wydało mi się, że to taki bezproduktywny czas, a ja przecież nie mogę go marnować. Mam ogrom pracy, zobowiązałam się przecież.
To był ogromny błąd. Proszę, nie powielaj go.
Artystyczna randka to czas, który karmi duszę. Pozbawiając się tego czasu, krok po kroku stawałam się coraz bardziej wygłodniała. Moja studnia kreatywności pustoszała. Wcale nie pracowałam szybciej. Bywało, że gapiłam się w monitor i nic nie mogłam napisać. Wiesz dlaczego? Bo byłam przemęczona oczekiwaniami, jakie sama sobie stworzyłam.
W trakcie tegorocznych wakacji poczułam, że coś ze mną nie tak. Niby byłam spokojna, ale brakowało mi takiej kropki nad „i”. Miałam poczucie, że mój rozwój stanął w miejscu. Pisałam, przekazywałam nabytą wiedzę czerpiąc ze swojej studni i jednocześnie zapominałam o tym, że tę studnię trzeba kiedyś napełnić. Rozumiesz, co chcę powiedzieć? Artystyczna randka to czas, w którym napełniasz studnię swojej duszy. Pozwalasz jej na beztroskę, na zabawę. Pozwalasz sobie odetchnąć od słów, które do siebie mówisz, a które brzmią „muszę, powinnam, to mój obowiązek”.
Twoim obowiązkiem, jest pozwolić sobie na oddech. Ja wiem, że to nie jest łatwe. Tak, jak napisałam, ja również ostatnio wpadłam w spiralę „muszenia”. Artystyczna randka? Dwie godziny? Ile ja się przez dwie godziny słówek nauczę. Zdążę pomyć podłogi i wyprasować ubrania. Nie mam czasu!.
Błąd. CHOCIAŻBY ŚWIAT CIĄGLE CIĘ POGANIAŁ, MUSISZ ZNALEŹĆ CZAS DLA SIEBIE. Na to, by pomyśleć, by popatrzeć jak żyją inni ludzie. By posnuć się bez celu ulicami miasta, albo udać się na samotny spacer do sąsiedniej wioski. Cokolwiek.
Artystyczna randka to TWÓJ I TYLKO TWÓJ CZAS NA REGENERACJĘ.
Zobowiąż się do odbywania takiej randki RAZ W TYGODNIU. Czytasz to i mówisz do siebie pewnie „Dwie godziny, raz w tygodniu? Pestka! Dam radę”. Oho! Uważaj. Ja też myślałam, że dam radę, a jednak…zapomniałam o sobie na kilka miesięcy.
Dlatego dziś pragnę podzielić się z Tobą tym doświadczeniem. Czas, z którego zrezygnowałam w imię poświęcenia go na sprawy rzekomo ważniejsze, uważam za bezpowrotnie utracony. Jedynym pozytywem, jaki mogę z niego wyciągnąć jest to, że teraz z jeszcze większą uwagą będę dbać o to, co mi służy. A są tym ARTYSTYCZNE RANDKI. Ten utracony czas, stał się dla mnie cenna lekcją i nauką, jaką z niej wyciągnęłam, pragnę się z Tobą podzielić.
W mojej najnowszej książce „Powiedz życiu tak, Lili” napisałam słowa: „My, kobiety, jesteśmy twórczyniami życia. Trzymamy w dłoniach świat naszej rodziny. Jednoczymy ją, podtrzymujemy ogień domowego ogniska, kochamy. Naszym obowiązkiem jest mieć dla siebie czas – tylko wtedy będziemy spokojne. Tylko wtedy nasze życie będzie po prostu dobre.”
Jak się okazuje łatwiej napisać, trudniej zrobić.
Ogromnie wierzę w to, co napisałam i wiem, że postępując zgodnie z tymi słowami, będziemy miały siłę i energię to tego, by „wziąć się za bary z życiem”.
Życie jest taką trochę emocjonalną siłownią, w której musimy jednocześnie trzymać i pion, i równowagę. Artystyczne randki są ćwiczeniem, którego my, kobiety, nie powinnyśmy omijać. To ćwiczenie, wzmocni mięśnie naszego wrażliwego serca.
Artystyczna randka jest czasem w trakcie którego niczym chomik wychodzisz z kołowrotka. Masz czas na to, by się rozejrzeć i zauważyć, że wokół Ciebie żyją inni ludzie 😉 Zaczynasz dostrzegać rozwiązania swoich problemów i nawiązujesz kontakt ze sobą.
Podobno kiedy związek zaczyna się psuć, partnerzy przestają randkować. Jest w tym trochę prawdy, nie sądzisz? Jaki związek chcesz tworzyć z samą sobą? Proszę, pomyśl o tym. Ja wyciągnęłam wnioski i teraz będę strzec swojego czasu z jeszcze większą starannością, niż kiedyś.
Ludzie bedą nam mówić różne rzeczy. Nie zapominajmy, że wypowiadają się patrząc na sprawy ze swojej perspektywy. Abyśmy miały odwagę mówić własnym głosem, musimy być silne. Artystyczna randka to czas, w trakcie którego nabieramy sił. Podaruj sobie czas na ten cotygodniowy trening.
Kocham Cię
Ania
Oto kilka zdjęć, które zrobiłam w trakcie moich ostatnich randek 😉 Cieszą moje oczy i duszę. Jestem wdzięczna. Na pierwszym zdjęciu „Piernikowe szaleństwo”. Niemcy kochają pierniki 🙂 Na drugim zdjęciu piekarnia, którą ostatnio odkryłam. Można się w niej pobujać na huśtawce 🙂 Na trzecim zdjęciu ja, pijąca kawę. Myśl, która mi towarzyszy „Jak się cieszę, że mam czas na życie”:-)