Trudno mi było nazwać siebie biegaczką. Zawsze jakoś tak uciekałam od tego słowa. Myślałam – biegacze znają się na bieganiu, trenują według planów a ja ? Ja sobie jedynie „pobieguję”. Pisząc o bieganiu nie używam fachowych terminów, bo ja…ja po prostu ubieram buty idę biegać – trzy, do czterech razy w tygodniu.
Maraton był moim marzeniem od dawna…jednak ogromna pokora do dystansu, zawsze jakoś mnie blokowała. Nie, nie boję się wyzwań, jednak maraton – to dystans królewski, to ukoronowanie wszystkich biegów! To nie jest piątka, dycha czy połówka. Maraton to całe 42.195 km walki człowieka ze swoimi słabościami. Ja tą walkę stoczyłam i wygrałam więc, dopiero teraz mogę o sobie powiedzieć – TAK !!!JESTEM BIEGACZKĄ!!!
Jestem biegaczką i jestem z tego dumna!!! Wybrałam maraton w Kołobrzegu, dlaczego ? O tym napisałam tu (kliknij).
Nie wiedziałam co mnie czeka. Wiedziałam tylko, że chociażby na czworaka, a do mety dobiegnę. Biorąc pod uwagę fakt, że nie był to typowy bieg uliczny, założyłam plan na uzyskanie czasu 4.15. Po godzinie na każdą dyszkę i 15 minut na końcowe dwa kilometry. Jednak im bliżej maratonu, rósł apetyt na złamanie czterech godzin. Dzień przed maratonem powiedziałam do męża – „pierwszą połowę będę biegła w tempie 5,30 a na drugiej połowie podkręcę do 5.10 i złamię czwórkę. Taki był plan ha ha – ja naiwna!!! Skąd mogłam wiedzieć, że przyjdzie mi się zmierzyć z drogą przez las, gdzie kilka razy wrypałam się w gustowne błotko. Ale co tam, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni – biegłam dalej. W planie „atrakcji” była jeszcze droga szutrowa, niekończące się zbiegi – które wcale mnie nie cieszyły, bo zaraz za nimi były podbiegi, oraz mijanie przechodniów, rowerzystów, turystów – którzy spacerowali sobie w najlepsze po trasie biegu, niekiedy nawet irytując się, że ktoś im sapie za uchem. Czułam się jak na treningu i jedyne co odróżniało od niego maraton to fakt, że dostałam w tyłek…oj dostałam…
Pierwsza połowa przebiegała zgodnie z planem. Utrzymałam zadane sobie tempo, rozmawiałam z innymi biegnącymi i uśmiechałam się do przechodniów rajcując się, że to właśnie jest tak chwila, to właśnie jest to, na co czekałam tak długo. Jednak po pierwszej połowie mina nieco mi zrzędła, a już od 25 km zaczęły się schody… Podbiegi i nadmorski wiatr stały się towarzyszem biegu do samego końca sprawiając, że moje łydki osiągnęły stan pernamentnego skurczu. Ile modlitw wtedy zmówiłam, to wiem tylko ja. Mówi się, że maraton zaczyna się po 30 kilometrze, wtedy podobno jest też przysłowiowa „ściana”. Ja ani przez chwilę nie pomyślałam, aby się poddać. Wiedziałam, że muszę biec, choćby nie wiem co, bo tam na mecie czeka na mnie wiele życzliwych mi osób…
Nie jestem profesjonalistką, na bieganiu się nie znam. Jednak przed maratonem postanowiłam chociażby wyglądać profesjonalnie. Biegowe spodnie i buty, optymistyczna czapeczka, termoaktywna biegowa bluza, w której o zgrozo myślałam, że się ugotuję 🙂 Jednak nic nie przebije faktu, że specjalnie na tą okoliczność mąż i „manago” w jednym, oraz z moja kochana mama, postanowili (po moim biadoleniu oczywiście) zrobić zrzutę na mój pierwszy profesjonalny biegowy zegarek. Dostałam wypasiony czasomierz, który miał mi pomagać, jednak prawda okazała się brutalna – Blond power Ania, za nic w świecie nie potrafiła odczytać komunikatów wysyłanych przez swojego domniemanego wspomagacza. Zegarek świecił, bzyczał pokazywał wszystkie parametry, wzbudzał zainteresowanie innych biegnących a ja…Ja oczywiście jedyne co na nim widziałam, to piękne kolory i uczucie wibracji po każdym zostawionym za sobą kilometrze. Jednak dziś uważam i nikt tej tezy nie podważy, że „Grażynka” – takie imię otrzymał mój zegarek – była dla mnie mega wsparciem i warto było wydać na nią ostatni grosz 🙂
Kiedy tak biegłam cała profesjonalna ( chociaż z wyglądu), przez moją głowę przebiegło tyle myśli, jak nigdy wcześniej podczas jakiegokolwiek biegu. Ból przeszywający moje ciało był nie do opisania. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo przesunęłam granicę swojej wytrzymałości. Nabrałam jeszcze większej pokory nie tylko do ciała, ale przede wszystkim do życia. Myślałam o tych wszystkich ludziach, którzy oddaliby wszystko aby móc biegać, a z różnych przyczyn nie mogą…na trasie biegu minęłam mamę pchającą wózek z niepełnosprawnym synem i…po raz kolejny podziękowałam Bogu za zdrowie i dobro jakim każdego dnia mnie obdarza. Nabrałam jeszcze większej wdzięczności i dziękując za możliwość postawienia kolejnego kroku po prostu biegłam…biegłam po spełnienie swojego marzenia, ani na chwilę nie dając nogom prawa łaski, ani na chwilę nie przechodząc do marszu…
Nie jestem krystalicznym człowiekiem, mam wiele na sumieniu. Każdego dnia uczę się żyć po prostu dobrze. Bardzo żałuję, że są ludzie, którzy doświadczyli z mojego powodu łez. Maraton pobiegłam właśnie w tej intencji, aby przeprosić za wszystko złe, co kiedykolwiek ze mnie wyszło. Całą sobą wierzę, że to co ludziom od siebie damy, wraca do nas ze zdwojoną siłą. Ja za swoje błędy zapłaciłam bardzo wysoką cenę, ale tak naprawdę nigdy do końca za nie nie przeprosiłam…Maraton był właśnie tym trwającym ponad cztery godziny „momentem”, w którym rozliczyłam się ze swoją przeszłością, z każdym kilometrem zostawiając za sobą wszystkie możliwe negatywne ludzkie emocje, których doświadczyłam – smutku, rozpaczy, bezsilności, rozgoryczenia, zdrad, kłamstw, opuszczenia, samotności…im bliżej mety, tym bliżej było mi to uczucia emocjonalnej ulgi…
Dystans swojego pierwszego maratonu pokonałam w czasie 4.09.05 – jestem dumna z tego wyniku. Miejsce open 143, Miejsce K-30 – drugie!!! Tak więc PUDŁO!!! Warunki z którymi przyszło mi się zmierzyć sprawiły, że mój charakter wspiął się na wyżyny ludzkiej wytrzymałości. Takiego dystansu nie biegną nogi…taki dystans biegnie przede wszystkim głowa. Przygotowanie mentalne do „małej”katorgi odgrywa kluczowe znaczenie. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, aby to wydarzenie przeżyć z godnością i z dumnie podniesioną głową przekroczyć metę. Odciąć kupon od tego co złe i zacząć nowe życie po maratonie. Kiedy przebiegłam linię mety i nogi dostały wreszcie prawo łaski, rozpłakałam się z radości, ulgi, szczęścia, uniesienia. Wszyscy myśleli, że umieram a ja…tak naprawdę dopiero zaczęłam żyć. Pokonałam siebie!!! Dziś wiem, że pierwszy wdech po maratonie, jest uczuciem największego haju na świecie!!!
Dziękuję przyjaciołom, którzy ze mną byli. W sposób szczególny dziękuję mojemu mężowi i dzieciom…bez Was mnie by nie było. Dziękuję bratu i…po stokroć najbardziej na świecie dziękuję moim rodzicom, którzy właśnie w tym dniu, po wielu latach osobnego życia podali sobie rękę na zgodę. Nigdy nie zapomnę troskliwych oczu matki z bukietem tulipanów, i spracowanych rąk ojca tulącego moją głowę i wypowiadającego słowa „moja córeczka, moja córunia…” . Moi kochani rodzice – MAMA I TATA – to Wy pierwsi uczyliście mnie być dobrym człowiekiem. Mój pierwszy maraton, moje osobiste szaleństwo, moje marzenie, pasja i wola walki – zjednoczyła moją rodzinę!!!
Jak tu nie biegać ?
Jestem biegaczką!!!
Jestem Maratończykiem!!!
Jestem szczęśliwym człowiekiem, który chce Ci pokazać, że póki żyjesz nie ma rzeczy niemożliwych. Póki żyjesz, to kochaj ze wszystkich sił i nigdy ABSOLUTNIE NIGDY!!! Nie trać wiary i karm się nadzieją…to one umierają ostatnie!!!
Emocje mety mozesz zobaczyć tu (kliknij aby odtworzyć film)
Fotorelacja z Maratonu:
Odbieram pakiet startowy
Moje dzieci – moja siła – Remik i Lilianka
Przed biegiem – w towarzystwie kołobrzeskich włodarzy Pana Prezydenta Janusza Gromka, oraz Pana Mirosława Tessikowskiego
( moich byłych pracodawców) oraz mojego syneczka Remika – który chwile później zajął dumne trzecie miejsce w maratonku dzieci.
Na trasie biegu – foto Ania Siedlaczek – dziękuję kochana!!!
Dobiegam do mety – foto – Karol Skiba – Dziękuję Ci za uwiecznienie tych emocji!!!
Z Jankiem poznaliśmy się na piątym kilometrze – w krytycznej chwili oddał mi swoje żele, dopingował i osłaniał od wiatru – Chłopie serdecznie dzięki!!! Prawdziwy biegowy dżentelmen!!!
Wymarzona Meta – foto Karol Skiba
Chwila o której pisałam – z kochanymi rodzicami – Mamo i Tato – DZIĘKUJĘ!!!
FOTO – KAROL SKIBA
Gratulacje, uściski, radość!!! foto Ania Siedlaczek <3
Z kochaną Kingą – moją kołobrzeską kibicką!!! Całuję moja piękna!!!
Z moim wspaniałym syneczkiem – płakał razem ze mną!!!
Z syneczkiem i z bratem – Piotr dziękuję, że byłeś
Moja Monia – wieloletnia przyjaciółka – ogromne wsparcie!!! Kobieta, która jest ze mną od zawsze.
Moja rodzina i przyjaciele RAZEM!!! – Ania – dziękuję za to zdjęcie!!!
Z tatą – tak bardzo szczęśliwym i dumnym !!!
Nie miałam siły wstać 😉
Z mamcią – przyjechała specjalnie na tą chwilę, robiąc mi piękną niespodziankę – DZIĘKUJĘ KOCHANA MOJA!!!
No i PUDŁO!!! HA HA – ależ radość i zaskoczenie!!! Zwieńczenie mojej pracy 🙂
Szczęśliwa !!!
i mój mąż…mój stały punkt tego szaleństwa, moje oparcie…K.C.
Ps. Kolejny Maraton jeszcze w tym roku – a co !!! ha ha 🙂
ściskam ciepło
Ania
10 komentarzy
Świetnie mi się Twój wpis czytało. Maraton to moje odległe marzenie, ale wierzę, że kiedyś się uda :). Trzymam już kciuki za następny maraton!
Piękny i bardzo poruszający wpis. Aniu, mocno się wzruszyłam. Cudowne emocje, które poczułam! Gratuluję wyniku! Dałaś radę 🙂
Trochę już czasu minęło od tego wpisu, ale chciałam poczytać coś o bieganiu. Niesamowite, ile emocji może wzbudzić tak prosty sport! Niesłychanie motywujące. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
P.S. chyba zostawiłam komentarz w złym miejscu, bo nie miała to być odpowiedź – mówi się trudno 😉
Martynko, wszystko zrobiłaś dobrze. Dziękuję, że tu jesteś i czytasz <3
Bieganie ma w sobie magię <3
Andzia, gdy to czytam łzy same płyną 🙂 piękne, wzruszające, dające kopa motywacyjnego 🙂 Nie ma rzeczy niemożliwych ! Udowodniłaś to 🙂 Ustanowiłaś piękny czas w tak trudnym terenie 🙂 Kto jak nie Ty ? 😀
Jak tu Ciebie nie kochać! Jesteś wspaniała. Siedzę i ryczeć się chce … Cudownie opisujesz emocje,aż chce się ubrać buty i lecieć razem z Tobą kolejny maraton. Trzymam kciuki za dalsze sukcesy biegowe! JESTEŚ WIELKA!!!
Gratuluję!
Pierwszy raz jestem na Twoim blogu i muszę powiedzieć Ci,że robisz świetną robotę. Gratuluję ukończenia maratonu, jesteś niezwykle silna i zdeterminowana w realizacji marzeń.To piękne,że dzielisz się tymi emocjami z innymi,dajesz ogromną motywację. Trzymaj tak dalej, to pierwszy wpis, który przeczytałam i nie wiem czemu ale mam poczucie, że masz piękne serce. Gratuluję i trzymam kciuki w kolejnych startach 😉
Aniu, tyle szczęścia i wzruszenia w jednym poście. Słabość na przemian z siłą – coś niesamowitego – gdzie siła zwycięża. Jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję,z e gdzieś kiedyś RAZEM pobiegniemy.
Serdeczności moc Ci posyłam!
Odpoczywaj!