„Znacie ten moment, gdy stoicie na rozdrożu i dobrze zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jest ważne, którą z dróg pójdziecie, bo i tak po dokonaniu wyboru dopadną was wątpliwości co do podjętej decyzji? Moment, w którym wydaje się wam, że choćbyście posiedli całą mądrość świata, to i tak nie zdołacie trafnie wytypować argumentów „za” i „przeciw”? Czas, w którym macie pewność, że wasze rozważania są na nic, gdyż koniec końców przyjdzie wam przełknąć gorzkie konsekwencje wyboru, jakikolwiek by on był? Edyta znała to wszystko i oczywiście żałowała, że nie wybrała tej drugiej drogi, tym samym skazując siebie na dożywotnie dudnienie w jej duszy myśli brzmiącej: „Co by było, gdyby…”.
Była kobietą sukcesu – to fakt; jej ubrania sprzedawały się częściej niż te całe gofry. Stanowiły przedmiot pożądania wielu kobiet w kraju. Ileż matek dałoby się pociąć i posypać solą za możliwość sprawdzenia, jak to jest nosić na sobie luksus w postaci markowej odzieży pochodzącej z atelier Edyty Lorskiej. Tymczasem ona siedziała teraz w zwyczajnej, mało komu znanej kawiarni, w której podawali gofry, i myślała tylko o tym, że oddałaby wszystko, na co dotychczas pracowała, byleby tylko móc być matką i czuć to, co czuje większość kobiet na świecie. Oddałaby poklask za rozsypany dookoła cukier puder, a blichtr, związany z byciem na piedestale, zamieniłaby na filiżankę kakao, pitą z dzieckiem pod kocem. Czy kiedykolwiek ktokolwiek rozumował w ten sposób? Czy te wszystkie, zmęczone macierzyństwem kobiety bodaj raz zastanowiły się nad tym, jakie mają w swoim życiu szczęście? Czy je dostrzegły? Czy codziennie, po przebudzeniu, mówiły „dziękuję”? Czy odczuwały przyjemność macierzyństwa? Czy może… tak jak ona kiedyś, chciały od życia „czegoś więcej”? Fragment powieści JESZCZE W ZIELONE GRAMY. Jest to jedna z ważniejszych powieści, jakie w życiu napisałam. Mam odwagę twierdzić, iż wiele współczesnych kobiet odnajdzie w niej siebie. Powieść do nabycia tutaj.