Patrząc na moje zdjęcia z Bawarii, gdzie mieszkam na co dzień, mogą nasuwać się myśli, że czujemy się tutaj niczym pączusie w masełku, euro rośnie na drzewach, a dookoła nas są sami życzliwi ludzie.
Ostatnio zaczęłam trochę żałować, iż nie dzieliłam się z Wami częściej swoimi doświadczeniami życia na emigracji. Być może Ty, Matko Polko, poczułabyś ulgę, że nie musisz borykać się z podobnymi rozterkami i popatrzyłabyś na własne łaskawszym okiem.
Opowiem Wam pewną sytuację, w której po raz pierwszy, a mieszkam w Niemczech od czterech lat, odważyłam się powiedzieć Niemce, co tak naprawdę myślę.
My, Polacy – JESTEŚMY WSPANIALI.
Kochani, NIE MACIE PRAWA MIEĆ ŻADNYCH KOMPLEKSÓW!
Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego Polak, we własnym Kraju, widząc Niemca, zaczyna się jąkać i stresować tym, że go nie zrozumie?
Heloł!
Ja mieszkam w Niemczech i każdemu koło tylka lata to, że czegoś nie rozumiem. MAM SOBIE RADZIĆ!
I radzę sobie. Ostatnio coraz lepiej. Ale o tym za chwilę.
Kiedy porywałam się na emigrację, byłam pełną ideałów dziewczyną. Chciałam być dla wszystkich miła i myślałam, że w sposób inteligentny z każdym idzie się dogadać.
Jak pokazało życie, nie z matką Niemką. Przynajmniej nie z każdą.
Matki Niemki są inne. Z moich obserwacji wynika, że interesuje je tak zwany zimny chów. Matka Polka, kiedy ma w domu jedno własne dziecko i czworo cudzych z podwórka, będzie smażyła naleśniki na trzy patelnie, aby tylko wszystkich wykarmić.
Matka Niemka w tej sytuacji… No właśnie…
Przez cztery lata dzielnie znosiłam różnice kulturowe, tłumacząc je moim dzieciom. Starałam się nie zwracać na nie uwagi. Czasami nawet bagatelizowałam momenty, kiedy Lili opowiadała mi o tym, jak została potraktowana, zwalając wszystko na karb tychże różnic. Może robiłam to z wygody? Gdybym chciała coś zmienić, musiałabym się odezwać…i w tym szczególe tkwi diabeł 😉
Mój niemiecki jest, jaki jest. Nie mówię biegle. Powiedzmy, że się porozumiewam. W każdej sytuacji sobie poradzę, ale na pewno nie zdołam wziąć udziału w rozmowie o sztuce czy polityce, ubierając w słowa własne myśli. Lecz, jak się okazuje, gdy chodzi o dzieci, w języku niemieckim staję się tygrysicą.
Ostatnio mnogo było u nas w sytuacje, w których, nazwijmy to po imieniu, kuliłam ogon i gdy „pluto” mi w twarz, udawałam, że kropi deszczyk. Potem, aby wszyscy mnie lubili, machałam z samochodu do sąsiadów, uśmiechając się. I wiecie co? Tłamsiłam w sobie złe emocje. A one narastały i narastały, i narastały.
Jestem uważana za kobietę z klasą i być może to, co zrobiłam, zaprzecza tej tezie. Być może wcale nie mam klasy i najzwyczajniej w świecie wystaje mi słomą z butów. Ale musiałam…
Musiałam powiedzieć matce Niemce, że wypraszanie polskiego dziecka z niemieckiego domu, NIE JEST OKEJ!!!
Nakreślę sytuację:
Matka Niemka ma w domu jedno swoje dziecko, dwoje dzieci niemiecko-tureckich i jedno polskie ( moje ).
Zamówiła jedzenie dla trójki (swojego i niemiecko-tureckich)
Tuż po tym, do zabawy dołączyło moje dziecko.
Cała czwórka bawi się w najlepsze, podczas gdy dostawca przynosi pizzę.
Matka Niemka mówi do mojego dziecka, że ma iść do domu, ponieważ jedzenia nie wystarczy dla wszystkich.
Moje polskie dziecko, tłumaczy jej, że w mama (czyli ja) zrobi w domu obiad, i że wcale nie chce ich pizzy. Prosi o to, aby móc poczekać w osobnym pokoju, aż wszyscy zjedzą.
Matka Niemka jest nieugięta – mówi stanowczo do mojej Lili, że powinna już sobie iść.
Lili wraca do domu, płacze i nie potrafi zrozumieć, dlaczego została tak potraktowana 🙁
Pyta mnie: „Mamusiu, co ja takiego złego zrobiłam?
…
Dwa dni dusiłam to w sobie. Dwa dni mnie to bolało. Dwa dni zastanawiałam się nad tym, jak można tak potraktować dziecko? Dla mnie dziecko, to dziecko. Nieważne, jakiej jest narodowości. My, Polki, jak mamy jedno jabłko i czworo dzieci, to pokroimy jabłko na cztery i obdzielimy wszystkich. Takie jesteśmy. Matki Niemki są inne…Wiem, na pewno nie wszystkie, lecz z moich obserwacji wynika, że niestety większość.
Jako że znam się z matką Turczynką, postanowiłam się jej wyżalić. Opowiedziałam całą sytuację na tyle szczegółowo, na ile władam niemieckim. Poczułam się zrozumiana. Matka Turczynka urodziła się w Niemczech, ale do dziś, chociaż ma już ponad czterdzieści lat, nie czuje się w tym kraju do końca u siebie. Objaśniła mi zachowanie matek Niemek potwierdzając wnioski, które wyciągnęłam sama, pocieszyła i po chwili namysłu zapytała, dlaczego w zasadzie nie powiem matce Niemce, co mi leży na wątrobie?
I wiecie co?
Olśniło mnie. No właśnie, dlaczego nie powiesz, co myślisz, Ania? – zapytałam samej siebie.
Dlatego, że czujesz się gorsza?
Dlatego, że przecież nie jesteś tu „u siebie”? Chociaż płacisz tu podatki i uczciwie żyjesz?
Czy może dlatego, że tak bardzo zależy ci na tym, co pomyślą o tobie inni?
Dlaczego zapomniałaś o tym, że MASZ PRAWO MÓWIĆ WŁASNYM GŁOSEM! ZAWSZE MASZ DO TEGO PRAWO, NIEZALEŻNIE OD TEGO, GDZIE AKURAT PRZEBYWASZ!
Wróciłam do domu i odpowiedziałam sobie szczerze na powyższe pytania. Z fazy „ofiary”, którą sama z siebie zrobiłam, przeszłam do fazy totalnej złości na siebie. Przecież ja potrafię bronić swoich dzieci! Przecież najbardziej na świecie zależy mi na mojej rodzinie. Przecież mam gdzieś to, co pomyśli o mnie matka Niemka. Dlaczego ciągle kulę ogon po sobie? Dlaczego pozwalam, aby moje dzieci obrażano słowami „Polacy kradną”. Dlaczego nie odpalę w ripoście „Wy w czasie wojny ukradliście nam więcej”. Dlaczego ja, do jasnej ciasnej, jestem ciągle taka porządna?
Rozryczałam się. Emocje aż się ze mnie wylewały.
Nagrałam Matce Niemce wiadomość głosową, w której powiedziałam jej, że według mnie, to, co zrobiła, JEST ZŁE.
Że my, Polki, jesteśmy inne. Że mając w domu czworo dzieci, nakarmimy każde i na pewno nie odeślemy żadnego do domu. Nasze domy są otwarte. Jesteśmy gościnni i hojni. JESTEŚMY TOLERANCYJNI!
I jak już tak mi się ulało i w miarę nagrywania tej wiadomości mój niemiecki stawał się bardziej płynny, powiedziałam jeszcze, że według mnie zaprezentowała poziom zero.
Wysłałam wiadomość, złapałam się za głowę i wiecie co? Poczułam się z siebie dumna. Mój niemiecki jest doby! Jest bardzo dobry! W starciu z matką Niemką wygrałam sto do jajca, jak to mówi mój mąż.
Ktoś zapyta, dlaczego nie poszłaś do niej bezpośrednio? Dlaczego nie stanęłaś twarzą w twarz.
Ano dlatego, że gdybym tam poszła, ona by mnie zagadała, a ja pewnie bym stała i słuchała. Bo chciałabym, aby było miło. Bo znów starałabym się zachować klasę, którą w niektórych sytuacjach trzeba wsadzić w kieszeń, gdyż nie zostanie się zrozumianym. Do niektórych ludzi trzeba mówić ICH JĘZYKIEM i nie mam tu na myśli obcej mowy. Zwyczajnie trzeba trzasnąć pięścią w stół i powiedzieć DOSYĆ.
Pewnie zastanawiacie się, jaka była reakcja matki Niemki. Czy zaskoczę Was, jeśli napiszę, że żadna?
Otóż tak. Nie było żadnej reakcji. Odsłuchała wiadomość i nawet na nią nie zareagowała. Na dziecku było łatwo wyładować swoją zazdrość, swoje słabości, swoje negatywne emocje. W starczy z dorosłą osobą nie stać tej kobiety nawet na odpowiedź.
Dziś rano dowiedziałam się jeszcze, że ponoć moje dziecko zniszczyło jej tuje w ogrodzie. O losie! DRAMAT! Dramat tak wielki, że trzeba opowiadać o tym sąsiadom. A przecież można by było zwyczajnie zwrócić uwagę dziecku, aby wchodziło na podwórko przez furtkę, a nie przeciskało się pomiędzy tujami. Ja tak zrobiłam, gdy turecko-niemieckie dzieci praktykowały to w naszych progach 😉 Nie latałam po wsi i nie żaliłam się. Bo i na co? Po co robić problem tam, gdzie go nie ma?
Ech…
Ta sytuacja pokazuje mi, że będąc matką, a już zwłaszcza matką Polką, muszę schować klasę w kieszeń i przywalić prosto z mostu. Czasami po prostu inaczej się nie da.
Tak. Mam charakter. Polski charakter. Za moimi dziećmi pójdę w ogień – jestem MATKĄ POLKĄ I JESTEM Z TEGO DUMNA!!!
Wasza Ania
21 komentarzy
Bardzo dobrze. Ja niestety zawsze staram się być miła i poprawna. Synowie, bardzo już dorośli czasem mi wypominają, że zawsze mówiłam : daj niech się pobawi ( pokrzyczy, porządzi itp.) bo to przecież nasz gość…….
Gratuluję Aniu odwagi ! Brawo Ty. Chamstwu trzeba mówić nie . Zdecydowanie .Nie zdzwiilabym się , gdyby ta mama zjadła sobie tą pizzę ze swoim dzieckiem a innym kazała by poczekać ale w takiej sytuacji gdy innych gości poczęstowała a Twojej córeczce kazała iść to już szczyt braku kultury . Różnimy się bardzo kulturowo , gdyby do nas Niemiec przyszedł w porze kolacji to na bank dostałby talerz i miejsce przy stole . U Holendrów i Niemców kazano by takiemu niespodziewanemu gościowi poczekać . Ale to , ze się różnimy to nie znaczy , ze mamy się nie szanować a dzieci to już szczególnie trzeba traktować dobrze ,obojętnie czy jesteśmy takiej czy innej narodowości . Ja mieszkam w Niemczech już ponad 16 lat . Gdy syn miał 12 lat , mama jego kolegi poprosiła mnie czy może spędzić u nas weekend jej syn bo ona ma służbowy wyjazd .( który tak naprawdę był wypadem na Walentynki z nową miłością )W piątek koło 10 zadzwoniła do mnie szkoła , ze jestem podobno opiekunka tego niemieckiego dziecka na ten weekend a dziecko skręciło nogę . Całe popołudnie spędziłam u chirurga , wydzwaniając do jego mamy , żeby mi chociaż zdjęcie karty zrobiła . Ona mi tylko powiedziała , ze jest 200 km od domu i posłała zdjęcie karty . Dla mnie to było nie do uwierzenia , ze ona nie przyjechała bo co to jest 200 km w niemieckich warunkach ? Nic . Żal mi było tego dzieciaka . Bo mały czy duży jak chory to potrzebuje matki i chce się poprzytulać Masz rację w wielu przypadkach tutaj to jest zimny chów i wieku rodziców odlicza dni aż dzieciaki się wyprowadzą. Dla mnie niepojęte , my raczej w tą drugą stronę , ze tak bardzo boimy się gdzieś tego dnia , kiedy pisklaki trzeba będzie puścić na wolność z domu 😉.
Powiem krótko i na temat-jesteś wielka. Tak trzeba właśnie, walić prosto z mostu. Pracuję w Niemczech prawie 5 lat i powiem krótko, nauczyli mnie Niemcy również pracować, bo my Polacy nauczeni pracy się staramy, cóż skoro czasami niedoceniani, więc czasami warto wziąć przykład z innych. Niemcy nauczyli mnie również mówić prawdę, nawet szybciej niż wróg chce to zrobić pierwszy. Także kochana trzymaj się, bądź sobą. Ważne to że zawsze masz gdzie wrócić. Polska zawsze będzie Polską, a Polacy Polakami. Wysyłam wirtualnie całe serce dobrej myśli i miłości. Pozdrawiam serdecznie. Monika
Pani Aniu, emigracja uczy nas nie tylko pokory…. To tutaj (a mieszkam również w Niemczech, od ośmiu lat) pozwoliłam sobie na pokazanie swojego charakteru w podobnych do Pani sytuacjach,. Czasami po fakcie zastanawiałam się czy rzeczywiście powiedziałam to co powiedziałam i czy aby nie byłam niegrzeczna. Jeśli ktoś rozpycha się lakciami i bez skrupułów wyraża zdanie dlaczego mamy być potulni i bez końca to znosić. Nie warto zatruwać siebie skoro można wyrzucić to co leży na sercu, i trzeba. Do mojej córki przychodziła kiedyś niemiecka koleżanka, poczęstowalam obiadem i tym czym mogłam, a byly to kluski śląskie z dodatkami. Przy kolejnych odwiedzinach miałam wrażenie, ze przychodzi do nas na obiady, w szczególności kluski☺️. Oczywiście coś takiego o czym Pani napisała nie przyszłoby mi nawet do głowy. Czasami zastanawiam się czy aż tak różną mamy mentalność od niemieckiej w podstawowych sprawach. Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam.
PANI ANIU DROGA, JESTEŚ KOCHANA WSPANIAŁA I CUDOWNA-NICZYM WODA Z LICHENIA 😇 😁PROSZĘ O TYM ZAWSZĘ PAMIĘTAĆ I NIE DAĆ NIKOMU SOBIE WMÓWIĆ ŻE JEST INACZEJ👩❤️👩🤗🍀😘💪☀️✊💓💌🥳🏅🏆👏
PANI ANIU DROGA, JESTEŚ KOCHANA WSPANIAŁA I CUDOWNA-NICZYM WODA Z LICHENIA 😇 😁PROSZĘ O TYM ZAWSZĘ PAMIĘTAĆ I NIE DAĆ NIKOMU SOBIE WMÓWIĆ ŻE JEST INACZEJ👩❤️👩🤗🍀😘💪☀️✊💓💌🥳🏅🏆👏
Nie bój się bronić godności swoich dzieci.
Zrobiłaś to, co powinnaś .
Witaj Aniu! Och jak dobrze Cie rozumiem -sama doznałam olśnienia jak biegle władam angielskim kiedy musiałam walczyć z pielęgniarką w amerykańskiej szkole,która losowo wybrała dzieci w klasie ktore musza isc na kwarantanne -dziwnym trafem wybierając same polskie. I rozumiem Cie kiedy piszesz ze stary sie byc zacgrzeczne i za pokorne,jakbyśmy przepraszały za to ze zajmujemy kawałek obcej ziemi pomimo ze płacimy podatki i żyjemy jak wzorowi obywatele. Na szczescie Amerykanie pomimo tego ze uważa sie ich powszechnie za płytkich sa w większości bardzo przyjaźni i traktują dzieci jako „ dobro wspólne”:). Nakarmią czym maja,nie starczy pizzy to dorobią hot dogów. A juz latynoskie matki to matkują jak polskie. Corka była u koleżanki z meksykanskiej rodziny to dostałam telefon od tamtej mamy czy jest w porzadku zeby corka u nich zjadla kolacje bo nie chciałaby zakłócić mojego porzadku dnia. Jedno Ci jednak powiem-nie starajmy sie uczyć naszych dzieci zeby ustąpić,machnąć reką bo to im przez to w życiu bedzie ciężej jesli zawsze bedą stawać z boku zeby broń Boże kogos nie urazić. Matki Lwice łączmy sie. Pozdrawiam ciepło z New Jersey.
Brawo!!!!! Kopf hoch und den Mittelfinger höher:):)
Brawo Aniu dobrze zrobiłaś ,broń swoich dzieci .❤️
Brawo Aniu ,broń swoich dzieci!❤️
Aniu bardzo dobrze zrobiłaś. Nigdy nie powiedziałabym koledze moich synów żeby sobie poszli bo oni jedzą. Zawsze wiedzieli że dostaną coś do jedzenia. Dla nas to jest normalne ,jak to napisałaś, bo e Polsce jest kultura. Jestem dumna ze ciebie znam.
Aniu, brawo! Bardzo dobrze zrobiłaś. Trzeba moich głośno to co nam leży na sercu, zwłaszcza kiedy dotyczy to naszych dzieci. Mam wrażenie, że Niemcy mają o sobie wysokie mniemanie, a nasza postawa, że wiecznie składamy głowę niżej tylko i w tym utwierdza. W pracy mam do czynienia z obcokrajowcami z różnych stron świata: Ameryka, Anglia Turcja, Rumunia, Macedonia, Niemcy, Holandia, Szwecja, Czechy, Włochy, Francja, Ukraina, Rosja….itd. I wiesz co…?
Każdy mnie pyta czy mówię w ich języku.
Kurcze pieczone! Na początku byłam pełna flustracji, czułam sie z tym źle, że nie potrafię się z nimi zbytnio dogadać, że na migi i trochę po angielsku, czytam się gorsza od nich. Po jakimś czasie zaczął się moj wewnętrzny bunt. Bo dlaczego to JA mam mówić we wszystkich językach obcych? Nie jestem poliglotką, nie miałam też nigdy talentu do nauki języków obcych. Staram się dziś porozumiewać z nimi tylko po angielsku i po polsku. Zdarzają się klienci zwłaszcza z Turvji czy Ruminii, krzykliwi roszczeniowi, którzy krzyczą do mnie „turkisz, turkisz” i wiesz co im mówię wtedy? ” jesteśmy w Polsce i mówimy po polsku, polisz, polisz”
Jedynymi obcokrajowcami, którzy starają się porozumiewać z nami po polsku są z reguły Ukraińcy, być może wynika to z obecnej sytuacji, do której życie ich zmusiło. Ale odnoszę wrażenie, że mają najbardziej zbliżoną do nas Polaków mentalność. Zresztą pracują u nas 3 Ukrainki i są naprawdę takie jak my matki Polki.
Aniu, ukochuje Ciebie mocno i przesyłam fluidy pełne miłości i odwagi. Jako Polki możemy być dumne z siebie w każdym calu.
Asia „PrzeCzytajka”
Bardzo dobrze ze powiedzialas jej co myslisz . Mieszkam w USA i kazdy kto przychodzil do moich dzieci zawsze ,dostal obiad albo lunch..jak baba wstretna🥱🥱Pozdrawiam goraco
Brawo Matko Polko 🥰👍
Brawo Ty Kochana… Brawo Ty… 🙂
Serdeczności dla całej Rodzinki… 🙂
Brawo p.Aniu!Zawsze trzeba bronić swojego dziecka!Jeśli zostało skrzywdzone w szkole czy na podwórku.Jeśli by ono zawiniło to raczej nie przyjdzie z tym do nas lub powie prawdę.Co do tui to te drzewa są trujące,lepiej ich nie dotykać gołymi rękami.Mam sąsiada który 10lat pracuje i mieszka w Niemczech i niestety ich stosunek do polaków nic się nie zmienił od 1939r.Myślę że w takiej sytuacji trzeba być silnym i nie pozwalać na złe traktowanie.Szkoda bo najbardziej cierpią dzieci.Pozdrawiam serdecznie i życzę siły
Brawo Ania
Nie daj się bo nie różnimy się niczym nawet na emigracji
Kochana Aniu, tak dobrze Ciebie rozumie! Ja już ponad czterdzieści lat żyje w Niemczech. Już mój język dzieciństwa niestety straciłam i łatwiej mi jest myśleć w Niemieckim języku. Ale do dziś moja Polska dusza nie dala się zarazić Niemiecka mentalnością. Zachowanie tej Niemieckiej mamy niestety wogle mnie nie zaskoczyło, tez ze nie zareagowała. Jak grochem w ścianę. Znam takie panie i tylko Ci powiem ze dobrze ze to tylko sąsiedztwo a nie rodzina. Ja poslubiłam się w niemiecka rodzine i to jest ogromny szok kulturalny. Ale co robić. Gdzie nam to życie zasieje tam czeba kwitnąć! I Ty to tak pięknie robisz! I jak w ogródku to czeba uważać aby jakiś chwast nie udusił pięknej i rzadkiej roślinki. Dlatego ja pilnuje moich granic i zabijam miłością. 😀 Szkoda tylko ze córeczka tak przykre przeżycie miała als dobrze ze widzi na kim może zawsze polegać i z kogo brać przykład! Jesteś Super Mom!
Życie nieraz dało mi po dupie. Nauczona tolerancji i szacunku do dorosłych, jak i rówieśników, m.inn. słowami: „bądź miła”, „bądź grzeczna”, „nie mów tego, bo co ktoś sobie pomyśli”, „zrób tamto, bo tak wypada, bo jest kulturalnie”…. Jako dziecko słuchałam tego i chłonęła, jako dorosła dopiero zaczęłam zastanawiać się: dlaczego ja zawsze muszę uszczęśliwiać innych??? Przecież to moje życie i ja mam być szczęśliwa, przeżyć je po swojemu. Przecież można coś komuś wygarnąć kulturalnie, bez przekleństw itp. Kiedyś mądry ksiądz powiedział, że zaniechanie i nie zwrócenie uwagi, że ktoś źle postępuje, to też grzech i poprzez brak reakcji przyzwalamy na takie zachowania. A może ktoś, po prostu, nie zdaje sobie sprawy z tego, że źle robi, bo np. też go/ją tak nauczono. Dość długo postępowałam tak, jak nauczyła mnie mama. Powtarzała, że mam pakować dzieci do szkoły, zrobić im obiad, śniadanie, sprzątać kilka razy dziennie, bo mając małe brzdące walają się klocki. STOP! Przecież w ten sposób uczę je braku samodzielności, bo mama zawsze wszystko za nie zrobi. Nie zaniedbuje swoje dzieci, co to, to nie, lecz nie podaje im wszystkiego pod nos, nie pakuję im piórnika, lecz sprawdzam i, ewentualnie, przypominam, że zapomnieli. Jak raz, czy dwa dostaną naganę, czy złą ocenę z tego powodu, to kolejnym razem nie zapomną. Wspieram, a nie wyręczamy. Pokazuję. To, że nie umiem i nie lubię gotować ani piec ciasta (bo w domu zawsze co sobotę było takie domowe) oznacza, że jestem złą mama czy żoną? NIE! Jeszcze do niedawna tak myślałam, obwiniałam siebie za to, mówiłam, że się nie nadaje na matkę, żonę… Teraz tak nie myślę. Jestem szczęśliwa żyjąc PO SWOJEMU. Słucham siebie i nic na siłę. W kuchni mąż doskonale się odnajduje, ja za to sprzątam całe mieszkanie. Można? Można!
Także brawo Aniu. I nie martw się, że kogoś skrzywdzisz. Widocznie komuś to się należy.
Pozdrawiam serdecznie 🥰
Droga Aniu.
Mieszkam w Niemczech od 16 lat.
Wielokrotne spotykałam sie z tego rodzaju dyskryminacja.
Tak jak piszesz boli to niesamowicie. Nie należy jednak dawać wskakiwac sobie na głowę.
Ileż to razy w pracy słyszę ,,zarty’ na temat Polaków zlodziei.
Za każdym razem odpowiadam dokładnie tak jak ty myślisz.
Werbalizuje to po prostu i mowie:
Ja jeszcze niczego nie ukradłam a jestem Polką, moze powinnam zacząć kraść? Najczęściej jednak odpowiadam na re insynuacje i złośliwości po prostu ,, nikt nie pokona was Niemców, w czasie wojny okradliście przeciez całą Europę i do tej pory wiele z tego nie oddaliście z powrotem. ”
Po tym tekście najczęściej milczą albo udaja,że nie wiedzą o co chodzi.
Corki mojego partnera gotują potrawy, które spozywaja same nie pytając mnie czy moze chciałbym czegoś spróbować.
Jak ich ojciec nie jest w pobliżu, odnoszą sie do mnie po prostu po chamsku, nie pozdrawiają, trzaskaja wsciekle za soba drzwiami.
Jest to bardzo przykre.
Myślę, ze gdybym byla Niemką nie odważyłyby się na to.
Bądź soba, mów im prawdę w oczy i najważniejsze nie daj się poniżać.
Postąpiłaś słusznie i mimo wszystko bardzo delikatnie.
Niestety czują oni, moze nie wszyscy, ale ich większość nienawiść do Polaków. Musimy walczyć!
Serdecznie Cię pozdrawiam moja kochana.