Home MAGIA CODZIENNOŚCICICHE CUDA O duszy na urlopie

O duszy na urlopie

Przez Anna H. Niemczynow

Czerwiec – środkowy miesiąc roku, zupełnie tak, jak serce pośrodku człowieka. To miesiąc, w którym wszystko tak cudownie kwitnie i owocuje, ciesząc swoim widokiem nasze oczy i smakiem nasze podniebienia. Muszę przyznać, że w ubiegłym roku nie zauważyłam czerwca. W pogoni za tym, aby ze wszystkim zdążyć na czas,  ani razu nie pomyślałam, jakim cudownym kolorem jest kolor zielony. Inaczej wygląda w słońcu, inaczej w cieniu. Inną zieleń ma trawa o poranku, inną szczaw, którego liście przebijają się przez ziemię. Jeszcze inną zielenią mieni się świeżo skoszone pole. Dużo pracowałam. Dużo za dużo. Nie dawałam sobie czasu na wytchnienie.

Kiedy myślę o czerwcu z 2019 r. przypomina mi się praca od świtu do nocy, intensywna nauka języka niemieckiego i pobudki o 4.30, aby zdążyć pobiegać. Chciałam tak wiele upchać na jeden dzień. Wycisnąć go do cna, jak cytrynę. Wydawało mi się, że jestem w stanie napisać kilka książek w roku, uczyć się języka kilka godzin dziennie, być doskonałą mamą i żoną, i jeszcze mieć czas na poczytanie książki.

Otóż nie jestem. To niemożliwe. Nie da się przeżyć życia w jeden dzień. Ono ma swój rytm i aby czuć spokój, powinnam być z tym rytmem w zgodzie.

Jak każdy z nas mam swoje słabości i bywa, że jest mi bardzo smutno. Na swój uśmiech pracuję każdego dnia, a w 2019 r. bywało, że na tę najważniejszą na świecie pracę brakowało mi czasu. Gdy rok dobiegał końca, postanowiłam nie robić wielkich planów i postanowień, lecz wybrać jedno słowo, jakim będę się kierowała w 2020 r.

Było nim i wciąż jest –  ZAUFANIE. (poczytaj)

Ze wszystkich sił pragnęłam zaufać procesowi życia. Położyć się na fali codzienności i płynąć w zgodzie z tym, co przynoszą kolejne dni. Może dlatego, gdy przyszła pandemia, nie panikowałam. Wyciszyłam się tłumacząc sobie, że najwyraźniej tak teraz musi być. Codziennie medytowałam, praktykowałam jogę, chodziłam na spacery i modliłam się za świat, za naszą rodzinę, za wszystkie istoty żyjące. Prosiłam Stwórcę o siłę, pogodę ducha i optymizm.

Można się wściekać, to prawda. Można mieć żal do innych, można być zawiedzionym i mieć poczucie niesprawiedliwości. I mnie nie omijają te uczucia. Lecz wtedy, gdy przychodzą , warto zadać sobie pytanie:

Co mi dadzą, co wniosą w moje życie?

Nie wzrosnę od nich, nie poprawi się mój nastrój, a moja wykrzywiona mina będzie tylko odstraszać. To pytanie zawsze stawia mnie do pionu i przywołuje wdzięczność za to, co jest.

Nauczyliśmy się pędzić i trudno nam wyhamować. Jeśli jesteśmy osobami ambitnymi i wrażliwymi, jest jeszcze trudniej. Kiedy zwalniamy, nasz wewnętrzny krytyk atakuje nas wyrzutami sumienia za to, że się lenimy. Nie jest łatwo znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Bywa, że znów przyspieszamy pracując ponad nasze siły… a życie płynie. Nadal nie zastanawiamy się nad kolorem trawy, ani nad tym, jak przyjemnym uczuciem jest zanurzyć usta w ciepłej kawie.

Zaufanie. Ufam, że wszystko, co jest mi potrzebne, dostaję we właściwym momencie. Ufam, że Stwórca opiekuje się mną i ZAWSZE  daje mi to, co dla mnie dobre. Otwieram serce na zaufanie i wbrew temu, co podpowiada mój wewnętrzny krytyk, zaczynam żyć…żyć rytmicznie, oddychać pełną piersią. Przymykam oczy w medytacji i powtarzam afirmację: Zasługuję na wszystko, co najlepsze. Zasługuję na wszystko, co najlepsze. Zasługuję na wszystko, co najlepsze.

A potem, wbrew poczuciu obowiązku, idę nad wodę. Chodzę boso po trawie i przyglądam się temu, jak pięknie urządzony jest ten świat. Mieszkam w Bawarii już 1,5 roku i po raz pierwszy poszłam tu nad wodę!  W ubiegłym roku nie było czasu. Nie było czasu na normalne życie. Czy nie brzmi Ci to znajomo?

W moim roku zaufania posadziłam na balkonach surfinie (poczytaj)

Jest dopiero końcówka czerwca, a one już tak bardzo się rozrosły, że pod ciężarem kwiatów zaczęły się łamać. Zmartwiło mnie to troszkę. Musiałam je wyjąć z koszyczków i minimalnie skrócić, aby mogły żyć i wzrastać. Każdy potrzebuje wytchnienia, nawet kwiaty 🙂

W maju posiałam szczaw i sałaty. Mój mały warzywniak tak pięknie obrodził. Nie mogę się doczekać, kiedy zrobię szczawiową zupę. Taką z gotowanym jajkiem. Wszyscy bardzo ją lubimy. Takie małe, niby nic nie znaczące rzeczy, a ileż jakości wniosły w moje życie. Wczoraj robiłam sama masło, piekłam chlebek bananowy, bułki w piekarniku i bułki na parze. Słuchałam przy tym mantr, śpiewałam i tańczyłam tak, jak potrafię 🙂 Pamiętasz, kiedy ostatnio tańczyłaś? Kiedy śpiewałaś? Nie? To koniecznie to zmień. Zobaczysz, ile cudownej energii wypełni Twoje serce.

Wieczorem poszliśmy z mężem na spacer. Zapatrzyłam się w niebo, wdychając zapach świeżego powietrza. Zdałam sobie sprawę, że nigdy wcześniej tak jak teraz nie przeżywałam życia przyrody. Zawsze wydawała mi się czymś naturalnym. Słońce świeci, wschodzi, zachodzi. Czasami popada deszcz, a zimą śnieg. A przecież to wcale nie jest takie oczywiste! Zobacz, jak wspaniale jest ten świat urządzony. Jak jest nieskończony  i  drobiazgowo uporządkowany. Tu nic się nie psuje. Mechanizm obrotu ciał niebieskich, w przeciwieństwie do nas, ludzi,  działa bez awarii. Słońce wie, kiedy ma wstać. Księżyc wie, kiedy pojawić się na niebie. Patrząc szeroko otwartymi oczami na to, co nas otacza, przeżywamy cudowną tajemnicę naszego istnienia. Jak to pięknie ujął Ksiądz Jak Twardowski „Jesteśmy w rękach niewidzialnego Ducha, który nas prowadzi aż do naszego zachodu słońca”.

Świat – po grecku znaczy „kosmos” – ład, coś pięknego, wspaniałego.

Czy umiemy się nim zachwycić? Czy potrafimy wysłać naszą duszę na urlop?

Pomyśl tylko, jak często skupiamy się na ciele, zapominając o tym, co w środku. Nasze dusze są zmęczone, niespokojne, tęskniące za miłością. A miłość jest wszędzie. W każdym drzewie, w każdym źdźble trawy, w uśmiechu dziecka umorusanego masłem, w radości psa sięgającego po kawałek bułki. Miłość znajdziemy nawet  w dmuchanym, ogrodowym basenie. Człowiekowi nie wystarczy do życia ubranie się i jedzenie. Tęsknimy do źródła naszego istnienia. Tęsknimy za nieskończoną miłością. Podarujmy ją sobie.

Wdech, wydech. Ufam. Wszystko jest dobrze.

Z miłością dla Was

Ania

 

 

 

Mogą Cię również zainteresować

6 komentarzy

Monika 4 lipca 2020 - 16:26

O jak potrzebne mi były dziś takie słowa! ?

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 lipca 2020 - 11:28

Tak bardzo się cieszę, Moniczko <3

Odpowiedz
Marlena 6 lipca 2020 - 21:18

Aniu dziękuje za ten wpis 🙂

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 lipca 2020 - 11:28

Ściskam Cię mocno, Marlenko <3

Odpowiedz
Gabrysia 9 lipca 2020 - 11:21

Wczoraj właśnie rozmawiałam z moją przyjaciółką o tym, jak to nieraz rozpaczliwie machamy rękami, nogami , bo wydaje nam się , że toniemy – a przecież Niebo nigdy nie zawodzi… może troszkę przytrzyma w czasie – ale koło ratunkowe zawsze jest – nigdy jeszcze się nie zawiodłam. Tylko czasem tak trudno zaufać… i tyle niepotrzebnej energii wychodzi na to niepotrzebne „machanie” , zamiast płynąć spokojnie i koła wypatrywać 🙂 Powoli, ale się tego uczę – bo czasem to już „jaśniej” nie można mi wytłumaczyć tego – ” zaufaj”

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 lipca 2020 - 11:25

Gabrysiu, to bardzo mądre, co napisałaś. Koło ratunkowe zawsze nadchodzi, kiedy go potrzebujemy. Zapamiętam te słowa. Dziękuję i ściskam Cię mocno <3

Odpowiedz

Zostaw komentarz