Home MAGIA CODZIENNOŚCICICHE CUDA O północy w Paryżu

O północy w Paryżu

Przez Anna H. Niemczynow

Cóż lepszego możemy dać drugiemu człowiekowi, jeśli nie spokój, który jest w nas? 

Na jakimś zebraniu psychiatrów powiedziano : „Dlatego jest tyle chorób psychicznych, że ludzie nie potrafią być pokorni, że początkiem tych zaburzeń jest myślenie o sobie, egoizm, ambicje, ciągłe szukanie siebie, drapieżność w dążeniu do popularności. I to początek tego całego nieładu wewnętrznego, bo pycha prowadzi do głupoty i obłędu, a pokora do mądrości i prawdy, do wewnętrznego spokoju”. 

Przeczytałam te słowa w którejś z książek cudownego Księdza Jana Twardowskiego i przepisałam je do swojego zeszytu z inspirującymi cytatami. Przygotowując się do napisania postu o wakacjach w Paryżu, przypomniałam sobie o nich. Jakże bardzo pasują do tego, co obecnie czuję. 

Tak…pragnęłam poklasku. Może nie drapieżnie, ale dążyłam do popularności. Otwarcie przyznaję, że zależało mi na niej. Może dlatego, że wychowałam się w skromnym domu, w którym się nie przelewało i aby kupić nowe buty musiałam na nie sama zapracować? A może dlatego, że kiedyś się ze mnie śmiano, wytykano palcami mój niedoskonały wygląd i dokuczano mi dlatego, że chodziłam w znoszonych ubraniach z drugiej ręki? Jestem dzieckiem komunizmu – córką rybaka i fryzjerki. Całe dzieciństwo przyświecała mi jedna myśl – JA WAM JESZCZE KIEDYŚ POKAŻĘ. 

Ta myśl zrodziła ogromną determinację, którą kierowałam się przez wiele lat swojej wczesnej dorosłości tylko po to, by w pewnym momencie życia uświadomić sobie, że…ja przecież nic nie muszę. Że od popularności i udowadniania komukolwiek czegokolwiek, ważniejszy jest spokój duszy. 

Rok 2019, był jednym z trudniejszych w moim życiu zarówno pod względem zawodowym, jak i rodzinnym. Zmieniłam kraj zamieszkania, co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. Chociaż znałam już narzędzia służące do poprawy jakości życia, takie jak medytacja, modlitwa, joga, to mimo tego, nie potrafiłam sobie poradzić ze stresem, jaki spadł na mnie tuż po przeprowadzce do Niemiec. To właśnie wtedy, niczym Maja z mojej własnej powieści „Jej portret”, oprawiłam w ramki okładki swoich powieści, powiesiłam je na ścianie i powiedziałam sobie – SKORO TO CI SIĘ UDAŁO, TO I NA EMIGRACJI DASZ RADĘ,  a potem poszłam biegać.  Wtedy, podczas tego biegu, totalnie zmęczona zatrzymałam się, spojrzałam w niebo i poprzysięgłam Sile Wyższej, że od tej chwili będę wkładać tyle energii w budowanie swojego szczęścia, ile dotychczas wkładałam w pielęgnowanie smutku i tęsknoty za Ojczyzną. W trakcie kolejnych miesięcy sadzałam siebie na poduszce medytacyjnej, modliłam się, płakałam, a potem zapisywałam w zeszycie wdzięczności to, za co mogłam danego dnia podziękować. Przestałam myśleć tylko o sobie i o tym, jak mi trudno. Zamiast narzekać na swój los, zakasałam rękawy i zajęłam się tym, co do mnie należy. Wewnętrzny nieład i pychę ponownie zastąpiła pokora. Pokora, pokora, jeszcze raz pokora i…wdzięczność.

Pomogło. Bardzo pomogło. Wdzięczność i pokora ZAWSZE pomagają i są moim kołem ratunkowym w chwilach, gdy tonę. 

Kiedy rezygnowałam ze swojego zawodowego życia na rzecz pisania, moi znajomi stukali się w głowę. Wiem, że podśmiewano się ze mnie. Ale wtedy miałam już w sobie na tyle siły, aby nie zwracać na to uwagi. Na pierwszej książce, która ukazała się nakładem wydawnictwa Videograf, zarobiłam tyle, ile wynosi przeciętna urzędnicza pensja. Nie zraziło mnie to. Wręcz przeciwnie – wierzyłam, że z każdą kolejną książką będzie lepiej. Obiecałam sobie, że gdy już zacznę zarabiać, pierwszym miejscem, do którego pojadę będzie Paryż.  Napisałam drugą książkę, trzecią, czwartą, piątą, szóstą, siódmą i już nic nie stanęło na przeszkodzie, by pojechać w to wymarzone miejsce. 

Jak się marzy o czymś całe życie, można namnożyć w swojej głowie całą gamę oczekiwań, które potem w zderzeniu z rzeczywistością mogą sprawić nam psikusa. Dlatego tuż przed wyjazdem do Paryża usiadłam w medytacji i powiedziałam: „Prowadź mnie Panie. Ufam Tobie. Niech będzie tak, jak chcesz”. A potem spakowałam walizkę i wyruszyliśmy w przygodę. 

W najśmielszych marzeniach nie podejrzewałam, że przeżyję coś podobnego. Na pierwszy ogień poszedł  Disneyland. Marzenie z dzieciństwa. Szczerze? Nie sądziłam, że kiedykolwiek stanie tam moja stopa. No bo jak? Mam trafić do miejsca znanego jedynie z telewizji? Przecież to niemożliwe. 

A jednak…

Pokorną pracą, pokorną wiarą w sercu, pokorną wędrówką, często okraszoną huraganami, udało się! Kiedy dotarłam do bramy, nie mogłam uwierzyć, że znalazłam się w tej bajce. Zachłyśnięta baśniową atmosferą tego miejsca chodziłam od jednej atrakcji do drugiej, totalnie rozpływając się w wesołej muzyce, roziskrzonych barwach i atmosferze pachnącej sielanką. Nawet nie zauważyłam, kiedy straciłam czujność i wsadziłam swoje strachliwe cztery litery na rollercoaster. Ze strachu zamknęłam oczy i jeszcze zakryłam je rękami, aby mniej widzieć 🙂 Jak wysiadłam, to nie mogłam utrzymać butelki z wodą, a na pytanie męża o to, jak przeżyłam jazdę do góry nogami zapytałam: „A to my jechaliśmy do góry nogami? ” 😉 

Nigdy tego nie zapomnę. Nawet teraz, kiedy o tym piszę, mam w oczach łzy radości i wdzięczności. 

Kolejnym marzeniem było zobaczenie na żywo słynnej Wieży Eiffla. Mam ogromny lęk wysokości, a mimo to postanowiłam, że wjadę na najwyższy poziom. Tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało. Bałam się. Ogromnie się bałam. Lecz gdy stanęłam tam, na górze, poczułam, że mogę wszystko. Skoro Bóg doprowadził mnie do tego miejsca, to tylko dlatego, że bardzo tego dla mnie chciał. Poczułam się kochana, wyjątkowa, jedyna, idealna. Patrzyłam na rozciągającą się przed moimi oczami panoramę Paryża i jedynym słowem, jakie grało mi w duszy było DZIĘKUJĘ. 

Kiedy zjechaliśmy na dół, spełniłam kolejne marzenie – ZJADŁAM CROISSANTA I WYPIŁAM KAWĘ W KAWIARNI Z WIDOKIEM NA WIEŻĘ. Przemcio zrobił mi zdjęcie, a ja siedziałam jak zaczarowana tą cudowną chwilą. To co, że wieżę w większości zasłaniały liście dorodnego drzewa. Wystarczyła mi świadomość, że ja, mała Ania, jestem w miejscu, w którym całe życie chciałam być i jem to wymarzone francuskie ciastko. To jedno jedyne, wyjątkowe.

Tego samego dnia wieczorem Przemcio zabrał nas na rejs statkiem po Sekwanie. Włączyłam z telefonu piosenkę „Wonderful life” i jako jedyna tańczyłam, radując się tymi pięknymi chwilami. Pogoda była obłędnie cudowna. Ciepła para unosząca się w powietrzu muskała nasze policzki i serca, cementując rodzinę. Byliśmy razem. Mama, tata i dzieci. 

Kolejny dzień zaowocował wycieczką do Pałacu w Wersalu, którego komnaty przeniosły nas w czasy dawnej Francji pozwalając poczuć na plecach oddech historii. Cieszyłam się, gdyż na miejscu były dostępne urządzenia audio, przy pomocy których zwiedzając kolejne komnaty mogliśmy wysłuchać opowieści na ich temat. Następnie udaliśmy się na zwiedzanie ogrodów wersalskich, w których to Przemciowi i Lili nogi odmówiły posłuszeństwa 🙂 

Przechadzając się z Remikiem po tymże pięknym miejscu doszliśmy do „Grand Canal”, gdzie można było wypożyczyć łódkę i popływać. Zmotywowało to Przemcia i Lili to tego by do nas dołączyć. Po raz pierwszy w życiu wiosłowałam. Było wspaniale.

Zwiedziliśmy też Luwr. Na własne oczy widziałam obraz twórczości Leonarda Da Vinci „Mona Lisa” i mogę powiedzieć, że jest mały, aczkolwiek piękny 😉 Sam Luwr wywarł na mnie ogromne wrażenie. Ale chyba największe wrażenie wywarł na naszym synu Remiku, który zwiedzał to miejsce z otwartymi ustam, chłonąc je całym sobą. To było piękne. 

Gdybym miała szczegółowo opisać nasze wakacje w Paryżu, mogłaby powstać książka. Oprócz zaplanowanych atrakcji, postawiliśmy też na spontaniczność. Odwiedziliśmy dzielnicę żydowską, gdzie zjedliśmy tamtejszy przysmak „Falafel”. Wieczorami wsiadaliśmy w auto i jeździliśmy ulicami Paryża śpiewając i ciesząc się. Nigdy nie zapomnę przejażdżki Avenue des Champs-Élysées, potocznie nazywaną les Champs Élysées – reprezentacyjną aleją Paryża, łączącą plac Zgody z placem Charles’a De Gaulle’a, na którym znajduje się Łuk Triumfalny. Oczywiście towarzyszyła nam piosenka o tym tytule. Płakałam ze wzruszenia…po raz kolejny 😉

Wstawaliśmy wcześnie rano i chodziliśmy spać późną nocą. Nie chcieliśmy stracić ani chwili. Przemcio zawiózł mnie nawet do „Moulin Rouge”, a ja nie mogłam uwierzyć w to, że tam jestem. Z tą wyprawą wiąże się śmieszna anegdota. Nasz syn zapytał, co to takiego jest to całe „Moulin Rouge”. Niewiele myśląc odparłam, aby sobie to wyguglował dodając, że Leonardo Da Vinci po wizycie w tym miejscu trzasnął „Monę Lizę” 😉  Przemek z radości leżał na kierownicy, a Remik po sprawdzeniu w internetach czym to całe „Moulin Rouge” jest, stwierdził, że to nie było śmieszne 🙂 

W ostatni wieczór pojechaliśmy pożegnać Wieżę Eiffla. Zrobiliśmy ostatnie zdjęcia, przytulaliśmy się i w świetle księżyca dziękowaliśmy za nasze wspaniałe życie. Jakiś Pan sprzedający pamiątki powiedział do nas po polsku „dzień dobry” i kiedy już odchodziliśmy, rozbłysły lampki, rozświetlając wieżę niczym świąteczną choinkę. 

Nigdy nie zapomnę tych chwil. Zostaną w mym sercu na zawsze. 

I pomyśleć, że udało mi się spełnić marzenie <3 Jestem wdzięczna po stokroć. Otwieram serce i wołam DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ <3 

Nic więcej nie chcę. Mam wszystko. Mam pokorne serce i wdzięczność, która zajmuje w nim szczególne miejsce. 

Dziękuję Ci za poświęcenie czasu na przeczytanie tego postu. To dla mnie ogromna wartość. Cieszę się, że tu jesteś. Piszę z myślą o Tobie. Jeśli zastanawiasz się nad tym, czy odwiedzić Paryż, nie wahaj się – to MAGICZNE MIEJSCE.

Z miłością dla Ciebie

Ania 

 

PS Jeśli masz jeszcze chwilę wolnego czasu, możesz obejrzeć nasze zdjęcia. Z ponad trzystu wybrałam kilkadziesiąt, aby nie przynudzać za bardzo 😉

Jeśli chcesz posłuchać muzyki, która towarzyszyła nam w trakcie wyjazdu, kliknij tu. Stworzyłam specjalną playlistę. 

Ślę przytulasy 😉

 

Cudowna Katedra Notre Dame – mimo pożaru, który miał miejsce rok temu, wygląda oszałamiająco.

Dzielnica żydowska 🙂

Pierwszy paryski croissant – potem było ich wiele 🙂

Tego przyniósł mi Przemcio. Upolował go w pobliskiej piekarni. Zjadłam na śniadanie popijając go kawusią. Ten smak czuję do teraz.

Ja i Lilunia nie możemy uwierzyć, że tu jesteśmy 🙂

Lilunia i jej powitalne emotki 😉

Na tym zdjęciu brakuje tylko Remiczka. Odłączył się od nas w poszukiwaniu ciekawych dla Niego atrakcji. Nie umieszczam tu zdjęć syna z prostej przyczyny – nie życzy sobie tego 🙂

Jak cudownie być dzieckiem 🙂 Życie mnie kocha 🙂

Oboje po raz pierwszy w tym miejscu. Wdzięczność wylewa się uszami 🙂

Widok z wieży.

Mała Ania w wielkim świecie – na samym czubku wieży 🙂 Widać, że mam łzy w oczach? 😉

My <3

Kto by pomyślał?

Szczęście.

Nasza miłość <3

Mama i córka <3

Przy wieży – wymarzony croissant. Czekałam na tę chwilę całe życie <3

Nic mi więcej nie potrzeba <3

Wzruszenie.

Niech ktoś mnie uszczypnie <3

Życie jest piękne. Życie mnie kocha.

Miłość w Paryżu <3

Macierzyństwo.

Rejs po Sekwanie.

Wersal

Wersal

Ogrody wersalskie

Lili i Przemcio w ogrodach wersalskich 🙂 Strajkują – nie idą dalej 😉

„Parostatkiem w wielki rejs” – Grand Canal

Pierwsze w życiu wiosłowanie 🙂 Podobno szło mi nieźle. Tak powiedział mój mąż 😉

Moja miłość <3

Luwr

Luwr

Luwr

W obiektywie męża <3

Po zakupach – kupiłam cztery paryskie sukienki 🙂 zadowolona jak Bąk, oczywiście 🙂

 

Pożegnanie Paryża

Mocno wierzę, że jeszcze tu wrócę <3

 

Mogą Cię również zainteresować

8 komentarzy

Agata 5 sierpnia 2020 - 22:29

Przez cały czas miałam na twarzy wielki uśmiech ??? Sama poczułam szczęście ???? Uwielbiam Pani posty ?

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 5 sierpnia 2020 - 23:24

Dziękuję, kochana <3

Odpowiedz
KAROLINA ŻUCZKOWSKA 12 sierpnia 2020 - 16:55

Tego mi było trzeba, Aniulka! ? Uśmiech mam na twarzy jak stąd do księżyca ??? Ja Ci już nic więcej nie będę pisała, Ty wszystko wiesz ? Dziękuję, dziękuję, dziękuję każdego dnia za to, że jesteś ??? Odpoczywaj i baw się dobrze, buziaki ???

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 sierpnia 2020 - 11:38

Dziękuję Ci całym sercem, kochana <3 Przytulam <3

Odpowiedz
Marlena 6 sierpnia 2020 - 20:20

Jakbym sama tam była! Dziękuję za piękne zdjęcia i tyle w nich radości i wdzięczności
Coś niesamowitego! Uwielbiam tu zaglądać i z niecierpliwością czekam na kolejne posty 🙂
Ściskam Ciebie mocno Aniu

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 sierpnia 2020 - 11:39

Jestem Ci wdzięczna, Marlenko <3

Odpowiedz
Gabrysia 8 sierpnia 2020 - 09:21

Wszystkie zdjęcia Aniu śledziłam na FB z ogromną przyjemnością. Miałam to szczęście być w tych wszystkich cudownych miejscach , lecz z człowiekiem, który potrafił zepsuć mi nawet pobyt w bajkowym Disneylandzie – wyobrażasz sobie? To dopiero sztuka… a jednak. Dlatego moim ogromnym marzeniem jest- znaleźć się tam raz jeszcze z moim obecnym mężem, który taki Disneyland potrafi mi stworzyć na codzień. Buziaki przesyłam i jeszcze raz zanurzam się w Twoje zdjęcia .

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 sierpnia 2020 - 11:39

Przesyłam moc miłości, Gabrysiu <3

Odpowiedz

Skomentuj Anna H. Niemczynow Anuluj odpowiedź