Home MAGIA CODZIENNOŚCIPOLSKI DOM W NIEMCZECH „Z pamiętnika emigrantki – pierwszy miesiąc”

„Z pamiętnika emigrantki – pierwszy miesiąc”

Przez Anna H. Niemczynow

W trakcie wędrówki przez życie, nauczyłam się jednego. Nie można pozwolić, aby przeszłość definiowała to, kim jesteśmy teraz, bądź też to, jak będzie wyglądała nasza przyszłość.

Często droga którą idziemy może wydawać się męcząca, ale tak naprawdę najgorsze co nam grozi, to poddać się.

Ostatnio facebook przypomniał mi wydarzenie sprzed roku. Był to filmik, który nagraliśmy wraz z moim mężem Przemysławem. Chodziliśmy na nim po polu, na którym wówczas miał stanąć nasz dom. Śmiałam się, że tu narazie jest ściernisko, ale będzie…

Minął rok. Może nie ma tutaj San Francisco, ale jest naprawdę nieźle 🙂 W ciągu roku udało nam się, wybudować dom i w nim zamieszkać. Prace budowlane trwały…tylko 6 miesięcy. Istne szaleństwo w trakcie którego (z dumą muszę przyznać) poróżniliśmy się tylko kilka razy 😉

Nasza decyzja o zmianie kraju zamieszkania wynikała z tego, że byliśmy w ciągłej rozłące. Ja i dzieci w Polsce, a Przemysław w Niemczech. Tęsknota doskwierała tak bardzo, że trzeba było coś z tym zrobić. Przyznam szczerze, że to ja byłam prowodyrką całej akcji. Uznałam, że życie daje mi nieprawdopodobną szansę, abym wreszcie posmakowała czegoś innego. Czegoś, co wzbogaci mnie jako człowieka, zmusi do rozwoju i w dłuższej perspektywie zaowocuje pięknymi inspirującymi powieściami.

Kiedy byłam bardzo młoda, było we mnie dużo lęku o jutro. Wydawało mi się, że nie jestem stworzona do emigracji. Przebywałam w środowisku, które za jedyną słuszną prawdę uznawało pracę „od – do” i to najlepiej w placówce budżetowej. Tak też żyłam przez wiele lat ( o swojej wędrówce napisałam w powieści „Zostań ile chcesz”). Nie ma w tym niczego złego, jeśli ktoś lubi takie życie. Ja nosiłam w sercu tęsknotę.

Uważam, że życie podsuwa nam to, co jest dla nas najlepsze w danym momencie. Trzeba jedynie ufać jego procesowi i po prostu mówić „Tak, zgadzam się”!!!  Przestać koncentrować się na przeszkodach z którymi możemy się zetknąć. Sprawdziłam na własnym przykładzie, że od chwili, gdy zaczęłam postępować zgodnie z intuicją, na mojej drodze zaczęły pojawiać się cuda.

Nie musieliśmy emigrować. W Polsce mieliśmy bardzo dobre życie. Kiedy przyszło do tak zwanej poważnej rozmowy doszliśmy do wniosku, że jedynym powodem (oprócz tęsknoty za sobą) dla którego chcemy się przeprowadzić, jest chęć pokazania dzieciom, że świat jest dla ludzi i że tak naprawdę mogą tyle, na ile są w stanie sobie wyobrazić.

Nasza wyobraźnia bywa naszym największym wrogiem. Często rezygnujemy z marzenia, ponieważ wydaje nam się ono tak ogromne, że zaczynamy mnożyć problemy. Rzeczy, które dzieją się w naszym życiu, nigdy nie są ani dobre, ani złe. One po prostu są i to my nadajemy im znaczenie.

To prawda, że jedynym, który dobrze mówi po niemiecku jest mój mąż, ale przecież on też kiedyś nie umiał. Każdy człowiek, absolutnie każdy, został obdarowany potężną mocą. Od nas zależy na co swoją moc przekierujemy. Można inwestować energię w narzekanie i rozważanie tego, co może się nie udać, albo…można w tym czasie zająć się tym, co naprawdę konstruktywne i wartościowe.

Kiedy zapadła decyzja, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ani się obejrzałam, a już wylewano fundamenty. Oczywiście, że były momenty zwątpienia. Któż ich nie ma? Jednak wygrywają ci, którzy swoje pragnienia potrafią dociągnąć do końca, a trudności traktują jak wyzwania.

W kwietniu 2018 r. dowiedzieliśmy się, że rok szkolny w naszym landzie zaczyna się 12 września. W tym czasie nasz dom nie miał dachu i chyba nawet parter nie był do końca wymurowany. Co chwila pytałam Przemysława, czy na pewno zdążymy. Odpowiadał z uśmiechem „nie mamy innego wyjścia”;-)

Ja w Polsce ogarniałam nasze tamtejsze życie, a mój mąż w Niemczech budował nasze nowe życie. Udało się! Chociaż na tydzień przed przeprowadzką Przemysław wraz ze swoim przyjacielem, na własnych kolanach układali podłogi, abyśmy nie wprowadzili się na betony.

Nadeszła godzina „zero” i 7 września 2018 r. ostatecznie zapakowaliśmy nasz cały dobytek i ruszyliśmy w świat. Przyznam, że jak to piszę, mam łzy w oczach. Dokładnie tak było. Kiedy panowie ładowali do wielkiego wozu nasze pianino, złapałam się za głowę i pomyślałam „Dobry Panie, to naprawdę się dzieje”. Emocje szybowały tworząc mieszankę podniecenia i poczucia niewiadomej. Ostatnie drobiazgi zapakowaliśmy do naszych aut i jak to powiedział Przemysław „Odwaliliśmy numer życia” 🙂

Pojechaliśmy na dwa auta. Ja z Remikiem i Lejką, a Przemek z Lilunią. Przez całą podróż miałam huśtawkę emocji i co chwila pytałam syna, czy nie ma mi za złe, że po raz kolejny wywalam jego uporządkowany świat do góry nogami. Odpowiadał mi wtedy „Mamusia nie przejmuj się, będzie dobrze, nauczymy się języka” 🙂 Mój syn jest nadzwyczaj dojrzałym młodym człowiekiem, ( zawsze taki był, to też opisałam w  powieści „Zostań ile chcesz”)

Do nowego domu dojechaliśmy w okolicach godziny 21.oo. Było już ciemno, lecz wieczór był ciepły. Weszliśmy do środka. Zarówno ja, jak i dzieci widzieliśmy dom po raz pierwszy. Do tego czasu oglądaliśmy jedynie kręcone przez Przemka filmiki z budowy. Ze względu na odległość i normalne życie w Polsce, nie mogliśmy sobie pozwolić na to, by odwiedzać budowę.

Zachwyciła mnie kuchnia. Na jej widok popłakałam się ze wzruszenia. Duża, przestronna i piękna. Spełnienie moich marzeń. Kuchnia to najważniejsze miejsce w domu. Pulsujące serce domowego życia wprawiło mnie w zachwyt. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie gotującą w niej obiad i wyrabiającą ciasto na chleb. „Będzie nam tu dobrze” – powiedziałam i przytuliłam Przemysława.

Lila brykała podniecona każdym nowym pomieszczeniem, a Remiczek… zatopił się w swoich myślach, prawdopodobnie ze strachu. Nasz nastolatek niewątpliwie miał większe poczucie powagi sytuacji niż jego młodsza o osiem lat siostra. Przytuliliśmy synka tłumacząc, że…wszystko będzie dobrze.

Następnego dnia zaczęło się rozpakowywanie walizek. Przez pierwszy tydzień nie robiliśmy niczego innego. Bolało mnie całe ciało mimo, że nie robiłam w tym czasie żadnych treningów. Do dziś niektóre rzeczy leżą jeszcze w kartonach, ponieważ nie mamy jeszcze wszystkich mebli. Cały czas też trwają prace wykończeniowe. Kiedy się wprowadziliśmy, w całym domu były tylko jedne drzwi…wejściowe 😉 Reszta to futryny z widocznymi cegłami 🙂

Ale zdążyliśmy!

Przyjechaliśmy w piątek, a dzieci poszły do szkoły w środę. Czy się bałam? No jasne! Myślę sobie, że tylko głupek by się nie bał.(przepraszam za kolokwializm) Każdy normalny człowiek ma w sobie poczucie lęku, ale nie można pozwolić, aby ono nas blokowało. Gdybym słuchała swoich lęków, nigdy nie wydałabym ani jednej książki.

Niemcy przyjeli nasze dzieci z niebywałą otwartością. Każdego dnia zarówno Remik, jak i Lila wracają ze szkoły zadowoleni. Ja cały czas uczę się ichniejszego systemu nauczania. Wszystko jest inne, nie takie jak u nas w Polsce. Tutaj nie celebruje się pierwszego dnia szkoły. Tu po prostu  się do niej przychodzi i już. Nasze dzieci jako jedyne w tym dniu były ubrane na galowo 🙂 Z daleka było widać, że idą Polacy 🙂

Każdy dzień jest wyzwaniem nie tylko dla dzieci, lecz przede wszystkim dla mnie. Muszę dogadać się z nauczycielką Lili, co jest… po prostu trudne, biorąc pod uwagę, że ja nie rozmawiam po niemiecku, a …dukam po niemiecku 😉 Nie tracę jednak wiary w to, że nadejdzie czas, kiedy mowa Goethego nie będzie dla mnie już taka obca i zacznę się w niej porozumiewać płynnie.

Okolica w której mieszkamy jest bajecznie piękna. Górzyste tereny są wyzwaniem, jeśli chodzi o biegowe treningi. W tym miejscu przyznaję bez bicia, że przez to całe zamieszanie przeprowadzkowe przez prawie sześć tygodni ani razu nie biegałam. Uznałam, że jeśli narzucę na siebie jeszcze treningową dyscyplinę, mój komfort psychiczny tego nie zniesie. Jestem osobą bardzo obowiązkową i pracowitą, kiedy się czegoś podejmuję, staram się działać zgodnie z zamierzeniami. Wolałam więc na czas życiowych zmian odpuścić aktywność fizyczną. Po prostu wypadła z listy i już 😉

Dziś, 7 października 2018 r. mija miesiąc odkąd mieszkamy w Bawarii. Miesiąc pełen wyzwań, radości, ale też nie obyło się bez łez. Do dziś z sufitów zwisają gustowne kable, a salon, jadalnia i kuchnia oświetlane są biurkową lampką Lili, przywiezioną z Polski. Kiedy wychodzę z domu czuję naturalne spięcie spowodowane tym, że gdziekolwiek nie postawię kroku, tam będę zmuszona mówić po niemiecku. Ale spełniłam marzenie o…białych filarach… (Jeśli chcesz wiedzieć o czym mówię, koniecznie przeczytaj powieść „Zostań ile chcesz”)

Nasz dom nie jest jeszcze ogrodzony, wymusza to regularne spacery z psem, co mnie bardzo cieszy. Uznaliśmy z Przemysławem, że dopóki dzieci nie ogarną dobrze języka, to nie będziemy ich zapisywać na żadne zajęcia dodatkowe w związku z czym rozluzowały się popołudnia i z mojego etatu szofera, zrobiła się jedynie połowa etatu, ponieważ wożę dzieci jedynie do szkoły.

Jestem zgłoszona na kurs integracyjny, na który niebawem będę uczęszczać. Niestety wpisano mnie na listę osób, które muszą przejść weryfikację, więc wszystko trochę się opóźnia. Czekam więc cierpliwie, głęboko wierząc, że to co mi potrzebne dostanę w odpowiednim momencie. Codziennie uczę się sama tak dużo, jak tylko mogę. Znam dużo słów i rozumiem całkiem sporo.
Powiem Wam, że wiele się dowiaduję kiedy Przemysław opowiada Niemcom z rozmachem o różnych rzeczach będąc przekonanym, że …żona nie czai bazy (znów przepraszam za kolokwializm) 😉 Niech tak myśli chłopina, Wy mu o niczym nie mówcie 😉

Kilka dni temu Niemcy obchodzili swoje święto (Zjednoczenie Niemiec)  w związku z czym wszyscy mieli dzień wolny. Upiekłam szarlotkę   <3 a następnie wybraliśmy się na spacer. Tu jest naprawdę bajecznie i zawsze kiedy wjeżdżam na nasze osiedle wypowiadam jedno zdanie „Boże, jak tu pięknie”.

Na koniec tej opowieści chciałam wrócić myślami do naszego kochanego Mierzyna. To tam, w tamtym domu wszystko się zaczęło. Pokochałam tamto miejsce i kiedy się wyprowadzaliśmy, żegnałam się z każdym jego pomieszczeniem po kolei słowami „Zostawiam tutaj miłość”.

Ludzie myślą, że jak zmienią miejsce zamieszkania, ich życie za sprawą jakiś czarów nagle się odmieni. Prawda jest jednak taka, że jeśli nie kochasz miejsca w którym mieszkasz, nigdy nie pokochasz miejsca do którego się przeprowadzisz. Tylko zostawiając miłość w „starym” miejscu, jesteś w stanie znaleźć miłość w miejscu nowym. Tak po prostu jest.

 

Wierzę, że będzie nam tu dobrze <3

 

Dziękuję, dziękuję, dziękuję za czas, jaki poświęciłaś/eś na czytanie.

 

Z miłością

Ania

 

 

Mogą Cię również zainteresować

2 komentarze

Katarzyna 15 maja 2021 - 22:23

Aneczko uwielbiam czytac Twoje przemyślenia dotyczące życia. O książkach już nie wspomnę.

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 16 czerwca 2021 - 12:30

Dziękuję z całego serca, Kasiu <3

Odpowiedz

Zostaw komentarz