Home MEDIA WYSOKIE OBCASY – WYWIAD

WYSOKIE OBCASY – WYWIAD

Przez Anna H. Niemczynow

Wywołują niepokój, drżenie rąk i ucisk w sercu. Tamta kobieta – dwa słowa, które swoją mocą potrafią wywrócić nasz świat do góry nogami. „Tamta kobieta” to najnowsza książka Anny Niemczynow, wydana przez Wydawnictwo FILIA, która pokazuje, że rzadko sprawy są takie, na jakie wyglądają..

Z autorką rozmawia Joanna Divina

JD: Słuchałam dziś Katarzyny Groniec. Wiesz, którą piosenkę?

AN: Tamta kobieta, oczywiście.

JD: Muzyka jest dla Ciebie niezwykle ważna. Napędza Cię twórczo, a czy w przypadku tej książki odegrała czołową rolę?

AN: Ostatnio zdałam sobie sprawę, że większość książek, które napisałam, jest inspirowana muzyką. „Tamta kobieta” również. Może dlatego, że fabułę obmyślam w trakcie biegania, kiedy mam czas, by oddać się muzyce?

JD: „Tamta kobieta” to Twoja ósma książka. Nazywasz już siebie pisarką?

AN: Na początku tej drogi założyłam, że nazwę się tak po opublikowaniu dziesiątej książki. Tymczasem przy ósmej, nieśmiało zaczynam tak o sobie myśleć. Żyję z pisania książek, więc jestem pisarką. Powiedziałam to? Naprawdę? [śmiech]

JD: Czego najbardziej obawiałaś się pisząc tę powieść? Musiało to być dla Ciebie ogromnym wyzwaniem, bo chyba targały Tobą różne lęki. To prawda?

Wiedziałam, że na napisanie tej powieści będę potrzebowała dużo czasu. A świat pisarski pędzi jak szalony. Codziennie pojawiają się nowe tytuły. Konkurencja nie śpi. Czułam lęk o to, czy ludzie o mnie nie zapomną, czy wytrzymają tę przerwę. Z bardziej prozaicznych rzeczy, zwyczajnie zastanawiałam się, czy ustoję finansowo. Pisanie jest moim jedynym źródłem dochodu. Codziennie powtarzam sobie, że zawsze otrzymam to, czego potrzebuję. Wszechświat mnie wsparł również i tym razem. Poradziłam sobie. Jestem z siebie dumna.

JD: „Kiedy tracisz wiarę, sądzisz, że walka, którą toczysz, jest z góry przegrana”. Tobie wiary chyba nie sposób odmówić?

AN: Pielęgnuję moją wiarę codziennie. W trakcie modlitwy i medytacji dbam o to, by ogród mojego serca nie zarastał chwastami.

JD: Wrażliwość, duchowość, empatia – wybacz za to określenie – to Twój znak rozpoznawczy?

AN: Nie mnie to oceniać, ale chyba tak jest. Ja po prostu wreszcie mam odwagę być sobą.

JD: Nie epatujesz duchowością. Czy jesteś przekonana o swojej racji i potrafisz we właściwy sposób ją wypowiadać? A jak to się ma do Twojego życia? Jesteś nieustępliwa?

„Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie. Wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych. Oni też mają swoją opowieść”. To fragment tekstu Dezyderaty. Czerpię mądrość z niej płynącą. O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie, staram się być na dobrej stopie ze wszystkimi. Nie jestem nieustępliwa. Zamiast racji wolę mieć przyjaciół.

JD: Wielokrotnie podczas lektury zatrzymywałam się przy zdaniu, które skłaniało mnie do refleksji. „Ukrywanie tego, kim się naprawdę jest, pochłania mnóstwo energii”. Szczerość wobec siebie to chyba najtrudniejsze wyzwanie? Sama to przeżywałaś? Jaką przemianę przeszła Anna Niemczynow?

AN: Przebudowałam całe swoje życie. Wyrwałam z korzeniami stare, niesłużące mi przekonania. Teraz jestem w ciągłym dialogu ze sobą i z życiem. Mocno wierzę, że zawsze otrzymuję to, co dla mnie najlepsze. Dlatego nie ma znaczenia, co mi się przytrafia. To tylko kolejna lekcja życia, którą mam odrobić. Kiedy zdamy sobie sprawę, że istnieją siły wyższe niż my sami, puszczamy kierownicę życia i pozwalamy się prowadzić. To uwalniające uczucie. Naprawdę.

JD: Roma – główna bohaterka Twojej książki – to przyszła pani doktor, silnie związana z rodziną. Uparta, zdecydowana, ambitna. W pewnym momencie skręca na nie do końca akceptowaną społecznie drogę. Mocno broniłaś przed osądami swoją bohaterkę. To nie jest kobieta upadła?

AN: Nie bronię bohaterów moich książek. Refleksję pozostawiam Czytelnikom. A Ci są mądrzy. W moim odczuciu żadna kobieta, która wstaje z kolan po trudnych chwilach, nie jest upadła. My, kobiety, jak nikt inny potrafimy podnosić się z popiołów.

JD: Nie od razu polubiłam Romę. Jej zaciętość, momentami bezwzględność, trochę mnie uwierały, ale potrafiłaś pokazać jej dojrzałość w niezwykle trudnych dla niej sytuacjach. Nie unika wyzwań i nie pozwala, by zwątpienie pokrzyżowało jej plany. Jednak za swoje wybory będzie musiała słono zapłacić. Uczucie goryczy, no, może ze szczyptą cynamonu, pozostaje po lekturze.

AN: Musimy mieć świadomość, że całe nasze życie składa się z wyborów i za większość z nich ponosimy konsekwencje. Nie zawsze na pierwszy rzut oka są one sprawiedliwe. Gdy jednak patrzymy na życie z dystansu, po upływie jakiegoś czasu, zauważamy, że wszystko, co się wydarzyło, miało ukryty głęboki sens. To jest właśnie to zaufanie, o którym mówię i którego sama codziennie się uczę. Życie wie, co dla nas dobre. Jeśli coś nam odbiera, to tylko po to, by subtelnie nakierować nas na to, co dla nas lepsze.

JD: Jednak nie tylko Roma, ale każda, tak naprawdę, kobieta pokazana w tej książce zasługuje na większą uwagę – Asia, Halina, Ilona. Zwłaszcza Ilona…

AN: „Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt…” Portrety kobiet w moich powieściach malują się same. Ja starannie dbam o to, by usłyszeć, co dyktuje mi Stwórca.

JD: Często podkreślasz, że „rzadko sprawy są takie, na jakie wyglądają. A prawda jest taka, że człowiek nigdy nie jest do końca zły albo do końca dobry. Jedynie okoliczności, w których się znajduje, są dobre albo złe”. Mam wrażenie, że Twoje życie nie zawsze układało się zgodnie z planami.

AN: Dostałam dokładnie takie życie, jakie miałam dostać. Gdyby wszystko poszło zgodnie z moim planem, dziś stałabym na scenie i śpiewała. Skończyłam szkołę muzyczną i wszyscy, którzy mnie wówczas znali, byli przekonani, że pójdę właśnie w tę stronę. O mały włos nie wylądowałam w Policealnym Studium Piosenkarskim im. Czesława Niemena w Poznaniu. Lecz poznałam tatę mojego syna. I mój świat stanął na głowie. [śmiech]

JD: Opis kochających, oddanych sobie i Romie rodziców, dom pachnący ciastem, szacunek, miłość i uczciwość – to obrazki z Twojego dzieciństwa?

AN: Wraz z moim drugim i ostatnim mężem codziennie staramy się, by takie obrazki wyniosły z domu nasze dzieci. Będąc dzieckiem, przyglądałam się innym realiom, kompletnie różnym od tych, o których wspomniałaś. Dziś, patrząc na swoje doświadczenia z dzieciństwa, myślę, że otrzymałam szansę przerwania negatywnej karmy. Najzwyczajniej w świecie zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy nad sobą, by moje dzieci i być może wnuki miały mniej wymagające życie.

JD: Człowiek nie dojrzewa nigdy samotnie, ale przez relacje z innymi – wnikliwie opisałaś ten proces w „Tamtej kobiecie”. Kto w Twoim życiu odegrał najważniejszą rolę? Dzięki komu dziś jesteś silną i mądrą kobietą? Chyba masz szczęście do dobrych ludzi.

AN: Dziękuję za piękny komplement. Sądzę, że znasz odpowiedź.

JD: Syn?

AN: Dokładnie. Kiedy urodził się Remigiusz, miałam dwadzieścia dwa lata i byłam przerażona. Dziś mogłabym powtórzyć za Kortezem „Wróżyli mi, że skończę marnie. Patrz, jaki wtedy mieli dar. Choć nie dmuchali w moje żagle, odpłynęłam”. Wychowałam się w patologicznym środowisku. Wiem, co to alkoholizm i narkomania. Byłam kobietą rozwiedzioną i samotnie wychowującą syna. Ale przysięgłam sobie, że cokolwiek w życiu mnie spotka, nie pozwolę na to, by moje serce stwardniało. Tak. Mam ogromne szczęście do ludzi. Ludzie, których spotykam, są moją siłą. Nie byłoby mnie dziś tutaj, gdyby nie Oni.

JD: Zatrzymałam się przy Twojej myśli, że „obdarowując kogoś bezgranicznym zaufaniem, możemy go skrzywdzić”. Tłumaczysz czytelnikowi, że gdyby tego zaufania zabrakło i wystarczyłaby chociażby minimalna kontrola, to dałoby się uniknąć wielu niszczących sytuacji. Dobrze, ale przecież nie powinniśmy nikogo ograniczać. Jesteśmy w końcu wolni…

AN: To prawda. Jesteśmy wolni. Ale wyobraź sobie sytuację, że jesteś o krok od zrobienia czegoś, o czym wiesz, że będziesz potem tego żałowała. Tym, co pcha ciebie na złą drogę, jest ludzkie i znane wszystkim pożądanie. I w tym właśnie momencie dzwoni człowiek, z którym dzielisz życie, i najzwyczajniej w świecie, bez podtekstów, pyta: Kochanie, co robisz?

JD: Mamy tendencję do zatrzymywanie się przy negatywnych zdarzeniach. Często powracamy do nich pamięcią. A gdy zdarzy nam się coś dobrego, to szybko się do tego przyzwyczajamy. Długo musiałaś uczyć się bycia wdzięczną?

AN. Prawdę mówiąc, uczę się tego do dziś. Gubimy się, kiedy zaczyna nam się wydawać, że zasługujemy na specjalne traktowanie. To nieprawda. Wobec Stwórcy wszyscy jesteśmy równi. Wdzięczność trzyma mnie w pionie. Ściąga mi lejce, wołając: „Ej, hola, nie jesteś sama na tym świecie”.

JD: Wystarczy mówić dziękuję?

AN: Mówienie tego słowa jest pierwszym krokiem na drodze do wdzięczności. Kolejnym, najważniejszym, jest jej odczuwanie. Tu przydatny jest dialog ze sobą. Czy to, co mówię, współgra z tym, co czuję? Każdy pragnący rozwoju człowiek powinien to rozważyć w swoim sercu.

JD: Dlaczego tak rzadko doceniamy wdzięczność?

AN: Kiedy zaczynamy praktykować wdzięczność, nagle okazuje się, że dookoła jest mnóstwo wdzięcznych ludzi. Nasze zadanie to otworzyć szeroko oczy i ich dostrzec. Ludzi dobrej woli naprawdę jest więcej.

JD: Wdzięczność, którą po ciężkich przeżyciach odkrywamy, nierzadko związana jest z obumieraniem jakiejś części naszego „JA”. Trudny to proces…

AN: Trudny, ale też naturalny. Trzeba pozwolić sobie na łzy, rozpacz, żałobę. Wszystkie emocje w życiu są ważne. Optymizm optymizmem, ale czymże by on był, gdyby nie łzy smutku? Wszystko jest potrzebne. Nie jest dobrze, jak jest za dobrze.

JD: Chciałabym żeby po tę powieść sięgnęli również mężczyźni, bo przecież im również poświęcasz w „Tamtej kobiecie” sporo miejsca. Czego mogliby dowiedzieć się o kobietach i o sobie samych?

AN: Może to zabrzmi nieskromnie, ale jestem przekonana, że mężczyźni po tę powieść sięgną. Tak samo jak sięgnęli po Jej portret. Czego mogliby się dowiedzieć? Myślę, że tego, że rzadko coś jest takie, na jakie wygląda. Zanim poddamy kogoś ocenie, powinniśmy choć na chwilę włożyć jego buty.

JD: Sądzisz, że technika odkurzacza Archanioła Michała polegająca na oczyszczaniu mentalnym, zostanie przyjęta przez czytelników? W końcu każdy z nas pragnie spokojnego i dobrego życia.

AN: Tę metodę przyjmą ci, którzy są na nią gotowi. Mogę zdradzić, że sama ją stosuję. Działa. Daję gwarancję.

JD: Aniu, dziękuję za rozmowę. Czekam na Twoją kolejną książkę!

AN: A ja dziękuję za czas, który mi poświęciłaś. To dla mnie bardzo ważne. Głęboko wierzę w to, że kolejna książka ukaże się już wkrótce.

Joanna Divina

„Tamta kobieta” dostępna jest tutaj. 

Wywiad umieszczony na stronie Wysokie Obcasy Pl 

 

 

 

Mogą Cię również zainteresować

Zostaw komentarz