Po pierwsze: Przysięgam kierować się w życiu miłością, nie strachem.
Po drugie: Przysięgam, że nie będę martwić się na zapas. Niech każdy dzień sam o siebie się troszczy. To nie jest łatwe, wiem. Ale przejechanie samochodem siedmiuset kilometrów bez ujrzenia naraz całej trasy wydaje się niemożliwe. A jednak milionom ludzi na świecie codziennie się to udaje. Wystarczy światło serca i większość drzwi staje przed nami otworem.
Po trzecie: Przysięgam mieć miękkie serce dla wszystkich. Nawet dla tych, na których się zawiodłam. Każdego dnia spotykam mnóstwo ludzi, którzy po ludzku mnie wkurzają. Nieodpowiedzialne matki, egoistyczni ojcowie, samolubni urzędnicy. Czy to wystarczający powód do tego, aby się na nich dąsać? Wolę myśleć, że nie pojawili się na mojej drodze przez przypadek. Raczej po to, abym mogła się czegoś nauczyć.
– Po czwarte: Przysięgam więcej słuchać, a mniej mówić. Bóg jest mądry. Wiedział, co robi, dając mi jeden język i dwoje uszu.
Po piąte: Przysięgam być wdzięczną i chwalić dostatek, który do mnie przychodzi. Walka z ego jest trudna, lecz warto ją podejmować każdego dnia.
Po szóste: Przysięgam nie zapomnieć o tym, że najlepszymi sześcioma lekarzami, których Bóg nam zsyła w darze, są: promienie słońca, świeże powietrze, woda, odpoczynek, zdrowa dieta i wysiłek fizyczny. Nie będę zatem marudzić przy gimnastyce.
Po siódme, ostatnie: Przysięgam nie opuszczać strefy komfortu, kiedy moje serce zapragnie się w niej schronić. Dzisiejszy świat zachęca nas do tego, aby działać szybciej, mocniej, bardziej, lepiej. A my jesteśmy przecież tylko ludźmi. Superbohaterowie, którzy nigdy nie śpią, istnieją tylko w bajkach.
Te słowa umieściłam w powieści „Jeszcze w zielone gramy”.
Staram się przestrzegać tego o czym piszę, ale bywa, że zapominam o tych mądrościach i też błądzę… czasami upadam – jak my wszyscy!
Dlatego codziennie w medytacji przypominam sobie o tym, co ważne. A Ważne jest samo życie. To, że tu jesteśmy i że możemy oddychać ziemskim powietrzem. Wierzę w niebo, to fakt. Może kiedyś tam byłam? Nie pamiętam…
W związku z tym, póki żyję, uparcie będę powtarzać, że na ziemi jest O NIEBO LEPIEJ!!!
Tulę Was do serca z miłością
Wasza Ania
5 komentarzy
Witam Pani Aniu
mam może dość osobiste pytanie ….
chciałam zapytać czy zawsze była Pani tak uduchowioną, wierzącą osobą czy coś u Pani spowodowało tak silną wiarę ?
Wiara wzrasta wraz z człowiekiem, który pragnie ją pielęgnować, Aniu <3 Tulę Cie mocno do serca <3
Dziękuje :*
Czytałam Twój wpis w maju, dziś do niego powróciłam i dopiero zrozumiałam albo dopiero do mnie dotarł.
Dziękuje, dziękuję, dziękuję :*
Carpie diem, do tej pory tak żyłam, nadal żyje trochę nieświadomie, przez trzydzieści lat. Dało mi to wspaniałego męża i dwójkę również wspaniałych dzieci. Przed przeczytaniem twoich słów biłam się z myślami czy mogę dalej tak żyć? Jestem wdzięczna za tą upragnioną rodzinę, ale mam też trzydzieści lat, nie mam pracy, która nie jest w tej chwili koniecznością, ale czuję się wobec innych gorsza. Mam poczucie, że powinnam między lawirowaniem wśród zadań domowych starszego synka, problemami córki z zostawaniem w przedszkole, ogarnięciem domu i chęci realizowania marzeń wcisnąć jeszcze pracę, bo tego oczekuje ode mnie życie. Mam napisaną książkę bez wydawcy i marzenia, aby to było moją pracą. A jeżeli to jest na razie zbyt daleko, to chociaż praca wśród książkę, w jakieś maleńkiej księgarni, albo bibliotece. Czy to zbyt wiele? Czy można marzyć o takiej pracy wiedząc, że inni podejmują się pierwszej lepszej by móc opłacić rachunki, czy to nie jest zbyt egoistyczne w dzisiejszym świecie.
Przysięgam kierować się w życiu miłością, nie strachem,
Przysięgam, że nie będę martwić się na zapas. Niech każdy dzień sam o siebie się troszczy…
Czy wystarczy tylko tyle, a może to aż tyle by drzwi się otworzyły? Wystarczy robić swoje nie martwiąc się, ze nie biegniesz tak jak inni? Czy naciskanie siebie tyko w tym co wydaje ci się małymi kroczkami do osiąg nięcia celu, wystarczy. A może potrzeba rynsztoku, aby poczuć, że istniejesz w tym społeczeństwie?