Home MAGIA CODZIENNOŚCIPOLSKI DOM W NIEMCZECH „Chętnych los prowadzi, a niechętnych wlecze”. Życie na emigracji.

„Chętnych los prowadzi, a niechętnych wlecze”. Życie na emigracji.

Przez Anna H. Niemczynow

Mieć koczowniczą duszę to ogromna zaleta. Człowiek łatwiej radzi sobie z tym, że czasami jego stopy depczą linoleum, czasami drewnianą podłogę, innym razem kafelki, trawę bądź piach. Bywa, że stają na kamieniach i bywa, że zwisają nad ziemią, gdy siedzimy na gałęzi. Podłoża życia ciągle się zmieniają, a naszym zadaniem jest kroczyć po nich najpiękniej, jak potrafimy.

Moja dusza od jakiegoś czasu zmienia się w coraz bardziej koczowniczą. Bardzo mnie to cieszy. Oznacza to bowiem, że coraz mniej przywiązuję się do rzeczy i do miejsc. Dziś jestem tu, a jutro? Kto wie, gdzie rzuci mnie los. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, że przyjdzie mi mieszkać za granicą. No bo jak? Mieliśmy ot tak zostawić nasz dom? Dom, w urządzenie którego włożyliśmy tyle serca i miłości? Dom z ogrodem, w którym rosło drzewo posadzone przez Przemka po narodzinach Lilianki? Z tym ogrodem, w którym jedliśmy pierwsze, przygotowane wspólnie posiłki, piliśmy kawę, tarzaliśmy się po trawie i kłóciliśmy się, jak trzeba było?

A jednak.

Życie pisze własne scenariusze, powoli odsłaniając przed nami ich karty i tylko od nas zależy, czy z odwagą przyjmiemy niespodzianki losu, czy zwiniemy się kłębek i zakopiemy pod kocem. My postawiliśmy na odwagę, co nie oznacza, że nie było w nas lęku. Był. I to jaki?

Pamiętam, jak „klamka zapadła” i zapakowani po sam sufit jechaliśmy w stronę Niemiec na dwa samochody. Z przodu Przemek z Lilianką, a za nimi Remik, Lejcia i ja, jako kierowca. Nasz syn miał wtedy czternaście lat, a córeczka sześć.  Z każdym zostawionym za sobą kilometrem zastanawiałam się, czy dobrze robimy. Ale nie było już odwrotu. Nasz dom w Polsce został wynajęty, a nowy  czekał, aż się w nim rozgościmy. Euforia mieszała się z obawą, obawa z ekscytacją, a ekscytacja z potwornym strachem. Mieszanka wybuchowa. Nowy dom w Niemczech, chociaż na pozór o wiele piękniejszy od tego, który zamieszkiwaliśmy w Polsce, był obcy. Nowych ścian nie wypełniała żadna energia. Nie było ulubionych miejsc, kątów, świec z płomieniami otulającymi pomieszczenia, przytulnych łazienek i zapraszającego do medytacji ogrodu. Ba! Nie było żadnego ogrodu. Jako, że dom został zbudowany w niespełna pół roku, wiele rzeczy wymagało dopracowania. Czekało nas mnóstwo pracy. Dziś, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, jak udało się nam to wszystko poukładać. Gdybym chciała podzielić się z Wami tym, co wtedy przeżyłam, musiałabym napisać książkę i jeśli kiedykolwiek Bóg mi na to pozwoli, oczywiście to uczynię. Uwierzcie mi, jest o czym opowiadać.

Kiedy wyprowadzałam się z Polski, z czułością żegnałam nasz dom. Obeszłam każde z pomieszczeń i ze łzami w oczach powtarzałam na głos, że się wyprowadzam, ale że zostawiam tu miłość. Atmosferę domu tworzą ludzie i ich energia. Jeśli nie lubimy miejsca, w którym mieszkamy, nie będziemy też lubić miejsca, do którego się przeprowadzimy. A ja bardzo chciałam pokochać nasze nowe miejsce na ziemi. Chociaż takie obce, takie inne, takie pozbawione na początku wszystkiego, co znane i lubiane…

Nie mam pojęcia, kiedy minęło te półtora roku. Wciąż mam wrażenie, że jesteśmy tu od wczoraj i że jeszcze tyle musimy się nauczyć. Nie mam też pojęcia, jak to się stało, że w tak krótkim czasie moja córka zaczęła być dwujęzyczna. Przecież kiedy tu przyjechała, nie znała ani jednego słowa po niemiecku. Remik uczył się języka jeszcze w Polsce, ale tak naprawdę dopiero mieszkając tutaj zaczął się nim swobodnie posługiwać. Jestem za to wdzięczna. Jednym z powodów, dla których tu przyjechaliśmy, była właśnie dwujęzyczność dzieci.

Dziś nasz dom ma już ogród, a ja po raz pierwszy posadziłam wczoraj kwiaty. Zawisły na balkonie w pokoju Remika. Wydawałoby się, że to nic takiego. Tylko kwiaty, prawda? A jednak nie. W Polsce wszystko było proste. Znałam nazwy roślin, znałam lokalnych sprzedawców sadzonek, wiedziałam, gdzie kupić doniczki i można powiedzieć, że poruszałam się w tej przestrzeni z ogromnym komfortem. Tu wszystko wyglądało inaczej. Człowiek nigdy by nie pomyślał, że na zakup donic i sadzonek, będzie musiał poświecić dwa dni. A jednak. Najpierw trzeba było nauczyć się odpowiednich słów, potem dowiedzieć się, gdzie w ogóle się udać, by nabyć to, co sobie wymarzyłam. Zdobycie ładnych sadzonek okazało się nie lada wyzwaniem, gdyż te z supermarketu pozostawiały wiele do życzenia. Na szczęście udało się. Jestem szczęśliwa, gdyż z pomocą przyszła mi moja kochana, zaprzyjaźniona nauczycielka niemieckiego, podsyłając linki z niezbędnymi informacji.

Tak sobie myślę, że ja mam szczęście do ludzi. ZAWSZE spotykam takich, którzy gotowi są mi pomóc. Tak też poznałam Kamilę (nauczycielkę niemieckiego, tłumaczkę), ale to opowieść na inny czas.

Kiedy sadziłam wczoraj te moje kwiatki, byłam autentycznie wzruszona. Wracałam myślami do dni, kiedy to samo czyniłam w Polsce i siłą rzeczy porównywałam jak to było wtedy, a jak jest teraz. Jak to cudownie, że moja dusza stając się coraz bardziej koczowniczą, jeszcze bardziej otworzyła się na błogosławieństwa świata. Przypomniały mi się słowa Seneki „Chętnych los prowadzi, a niechętnych wlecze”. Mnie los tak pięknie prowadzi. Podsuwa rozwiązania, uczy, wspiera. Nie opieram się temu, co jest. Nie denerwuję się, że proste czynności wymagają ode mnie większego zaangażowania, a przynajmniej staram się nie denerwować. Wiadomo, bywają momenty, że czuję bezsilność. Zwykle są to momenty, kiedy nie potrafię czegoś wytłumaczyć w obcej mowie. Wtedy mówię sobie, że potrzebuję czasu, że na pewno wszystko się uda, pod warunkiem, że zachowam cierpliwość. Życie na emigracji stało się dla mnie ogromną lekcją cierpliwości.

Wracając do kwiatków. Do sklepu jechałam z zamiarem kupna tylu donic i sadzonek, aby wystarczyło na ozdobienie dwóch balkonów. Moje wyobrażenie skonfrontowane z rzeczywistością wywołało niemałe zdziwienie. Okazało się bowiem, że budżet, jaki zaplanowałam na ten wydatek, wystarczy… no,  może na doniczki? Mój mąż się śmieje, że słowa: budżet i termin wymyślił jakiś głupek, aby mi utrudnić życie 😉 Wiecie co? Chyba jest w tym trochę racji. Już myślałam, że nie kupię tych kwiatów, ale na szczęście Niemcy świętują dzień matki zawsze w drugą niedzielę maja, więc mój mąż postanowił zrobić mi prezent 🙂 Oczywiście z tego powodu jestem „zadowolona, jak bąk” 🙂 Nie oznacza to jednak, że 26 maja nie będę obchodziła dnia matki ponownie. Ależ oczywiście, że będę ? To są zdecydowanie plusy mieszkania w Niemczech. Ach, zapomniałabym, dostałam dziś od dzieci czekoladki. Żyć, nie umierać 🙂

Kiedy skończyłam wczoraj sadzić moje kwiatki, byłam bardzo zmęczona, ale przede wszystkim niewiarygodnie szczęśliwa. Moi mężczyźni zanieśli donice na górę i kiedy już zawisły na poręczy balkonu, aż zaczęłam skakać z radości. Pomyślałam – tu jest tak pięknie, tu jest nasz DOM. Równie piękny, jak w Polsce. Tak bardzo kocham to miejsce. Kiedy kładłam się spać, spał deszcz i podlał moje kwiatki. Dziś rano, gdy się obudziłam, natychmiast pobiegłam je powąchać. Pachną czystą miłością. Rozpostarłam ramiona otwierając serce ku niebu i po policzku popłynęły mi łzy wdzięczności.

Dzięki Ci, Panie, że mogę tu być. Dziękuję, że pozwalasz mi korzystać z tych dobrodziejstw. Wiem, że wszystko, co mam, należy do Ciebie i jestem tak ogromnie, ogromnie wdzięczna. Dziękuję, Dziękuję, Dziękuję.

Chętnych los prowadzi, a niechętnych wlecze. Jaka to prawda. Nie narzekam, że trudno, że trzeba opuszczać strefę komfortu. Staram się żyć najpiękniej, jak umiem. Z pięknem w sercu. Bo, jak mówi starożytna hinduska mądrość: „Jeśli nie ma piękna w sercu, nie będzie go również na twarzy”. 

Z miłością

Ania

 

 

 

 

Mogą Cię również zainteresować

4 komentarze

Gosia 18 maja 2020 - 12:12

Piękne kwiatki Aniu. Widać szczęście w Twoich oczach 🙂 A jaki wielki balkon macie! Jak taras 🙂
Pozdrawiam ciepło, Gosia (margareta75 z instagrama)

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 19 maja 2020 - 13:58

Gosieńko kochana, dziękuję całym sercem <3

Odpowiedz
Marlena 7 lipca 2020 - 14:36

taka mała rzecz a jak cieszy, i jak dzień potrafi rozświetlić swoim pięknym wyglądem i słodkim zapachem.
Poprawiłaś mi humor tym wpisem Aniu, i też pójdę kupić kwiatki na okna żeby było piękniej.
Dziękuję

Odpowiedz
Anna H. Niemczynow 13 lipca 2020 - 11:27

Dziękuję Ci, ze tu jesteś, że czytasz moje wpisy. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję Ci za to <3

Odpowiedz

Zostaw komentarz